Biskupia Kopa (890 m.n.p.m.)
Biskupia Kopa (890 m.n.p.m.) to najwyższy szczyt polskiej części Gór Opawskich, a także najwyższy szczyt Województwa Opolskiego. Zapraszam.
Trasa:
Zlate Hory – Kaplica św. Rocha – Mnichuv Kamen – Biskupia Kopa – Schronisko pod Biskupią Kopą – Ruiny Zamku Leuchtenstejn – Rozmital – Zlate Hory
Długość: ok. 9 km.
Punkty GOT – 15 pkt.
Mapa:
Relacja:
W dzisiejszej relacji po długiej nieobecności wracam w najwyższą część polskich Gór Opawskich, które ostatni raz miałem przyjemność odwiedzić w 2016 roku. Trochę czasu minęło, a wiem z mediów, że na Biskupiej Kopie (890 m.n.p.m.) zaszło sporo zmian w krajobrazie. Stąd też nasz wybór na drugi z marcowych weekendów był oczywisty. Dziś na szlaku towarzyszyć mi będą znajomi, a wśród nich kol. Tomasz Drozdowski.
W takim składzie w sobotę (09.03.2019 r.) postanowiliśmy wybrać się na Biskupią Kopę, ale tym razem nieco inną drogą niż mój ulubiony szlak z Pokrzywnej, którym niegdyś często wędrowałem. Zdecydowaliśmy, że szczyt zdobędziemy od strony czeskiej – idąc od Zlatych Hor. Z tej strony jeszcze tej góry nie zdobywałem, dlatego cieszę się, że będę mógł poznać coś nowego i kolejna nowa trasa pojawi się na blogu.
Tak więc ruszamy wczesnym rankiem z Nysy w stronę Głuchołaz i dalej w kierunku granicy, a w Zlatych Horach meldujemy się około godziny 9:00. Pogoda jest w miarę dobra, nasz samochód pozostawiamy na parkingu w centrum miejscowości. Zabieramy plecaki i wysiadamy. Robimy kilka fotek zabudowań miejscowości i za znakami zielonego szlaku turystycznego ruszamy w stronę naszego celu. Pozostawiamy za sobą zabudowania miejscowości i wchodzimy na ścieżkę, która stopniowo zaczyna prowadzić nas coraz wyżej. Docieramy do miejsca w którym wyłania się dziś pierwsza panorama widokowa na okoliczne góry.

Idzie nam się całkiem dobrze. Cały czas wędrujemy leśnymi ścieżkami, które przy okresie zimowym ze względu na brak liści na drzewach co chwila obfitują w widoki. W pewnym momencie ścieżka zaczyna piąć się coraz wyżej zakosami, orientujemy mapę i okazuje się, że za chwilę powinna nam się wyłonić kaplica św. Rocha. Tak też się dzieje i po 30-minutowym spokojnym marszu docieramy do pierwszej atrakcji na naszej dzisiejszej trasie. Z miejscem tym jest związana historia. Otóż w XVIII wieku Prusy walczyły z Austrią o panowanie nad Śląskiem. Ostatecznie kraina ta prawie w całości przeszła pod panowanie Prus. Swój udział związany z działaniami wojennymi miały również Góry Opawskie, tu bowiem na wzgórzu św. Rocha 14 stycznia 1779 roku odbyła się wielka bitwa, o której pamięć wśród miejscowych zachowała się po dziś dzień.
Od północy, od strony Konradowej, zaczęły nadchodzić wojska Prusaków, a zatrzymali się na obrzeżach rynku w Zlatych Horach, gdzie rozpoczęli przygotowania do bitwy. W samym zaś mieście stacjonowali Austriacy. Rozpoczęło się wzajemne ostrzeliwanie. Duża odległość pomiędzy walczącymi powodowała, że wiele strzałów było niecelnych, a świszczące kule nie trafiały we wrogie oddziały. Wojska pruskie wspomagane przez artylerię, bez przerwy parły w kierunku środkowej części Rynku. Oddziały przednie Austriaków zmuszone zostały do wycofania się. Wreszcie regularne wojska zetknęły się ze sobą. Wśród żołnierzy były pierwsze ofiary. W okolicy ratusza doszło do pierwszej walki na bagnety. Krótkie spięcie i oddziały wycofały się na wcześniejsze pozycje. Napór Prusaków był jednak znaczny. Mniej zdyscyplinowani Austriacy ustępowali pola.
Sytuacja Austriaków była coraz bardziej skomplikowana. Wreszcie, wśród Austriaków powstało zamieszanie, zaczęli uciekać w kierunku poczty, próbując wydostać się z Rynku. Minęło kilka godzin, a na wzgórzu św. Rocha pod kaplicą rozlokowały się oddziały austriackie. Cesarscy wiedzieli, że kontrolując górę będą panowali nad miastem i całą okolicą. Prusacy musieli zdobyć górę. Bitwa o wzgórze św. Rocha była niezwykła. Przeszła do historii jako heroiczna obrona niewielkiej pięciusetosobowej załogi austriackiej przed kilkukrotnie liczniejszymi Prusakami (12.000 żołnierzy). W początkowej części bitwy Prusacy zaczęli ostrzeliwać wzgórze św. Rocha. Bombardowanie góry nie przyniosło żadnego rezultatu, za to celne strzały obrońców wzgórza uczyniły wielkie straty wśród pruskich wojsk.
Zlodowaciałe, śliskie stoki góry były nie do zdobycia dla Prusaków. Po bezskutecznym ostrzale, wojska pruskie zwróciły główne uderzenie na lewe skrzydło austriackie. Gdy okazywało się, że Austriacy będą musieli ustąpić, na pomoc przyszły 4 kompanie pułku Langloisa, które zmusiły nieprzyjaciela do odwrotu. Bitwa była skończona. Prusacy zmuszeni do ustąpienia wycofali się w kierunku Nysy. Tradycja bitwy mówi, że austriacki dowódca prowadząc żołnierzy wokół kościółka, sugerował Prusakom, że na wzgórze dochodzą wciąż nowe oddziały. Inna opowieść mówi, że pruski dobosz usiadł na bęben zachęcając Austriaków do zażycia tabaki. Swoją śmiałość przypłacił śmiercią, trafiony kulą odbitą od bębna.

Ciekawa to historia, którą powtarzamy sobie będąc przy kaplicy. Jednak przed nami jeszcze spory dystans do pokonania dlatego też ruszamy w dalszą drogę. Mijamy kaplicę, a tuż za nią wyłania się wielka polana, a z niej piękny widok na Biskupią Kopę. Widać ile jeszcze mamy do pokonania. Tak więc ruszamy w dalszą drogę. Przechodząc przez polanę podziwiamy panoramę widokową na najbliższą okolicę. Kolejne ciekawe miejsce, które odwiedzamy, znajduje się tuż za polaną. Mianowicie jest to wychodnia skalna o nazwie Mnichuv Kamen. Są to skały zbudowane z łupka fyllitowego i mają wysokość ok 10 m. Kształtem mają przypominać dwóch pochylonych mnichów, stąd nazwa. Dawniej popularne miejsce wycieczek, dziś również przechodzi tutaj szlak w stronę Biskupiej Kopy. Kilka pamiątkowych fotek i ruszamy w dalszą drogę.



Wędrując dalej ponownie wkraczamy w las, a po chwili nasza ścieżka przecina się z drogą na Petrove Boudy, czyli znaną przełęcz z której często turyści wędrują na Biskupią Kopę. Szybko przeskakujemy asfalt dwukrotnie i ponownie wchodzimy w las. Idąc dalej po chwili wyłaniają się wspaniałe widoki na okoliczne góry. Naszym oczom ukazuje się panorama Wysokiego Jesionika (z Keprnikiem i Serakiem) oraz panorama Rejvizu z Zlatym Chlumem.


Idziemy dalej, a nasza ścieżka zaczyna piąć się coraz mocniej. Na mapie widzieliśmy po poziomicach, że ostatni odcinek będzie najcięższy – bowiem najbardziej stromy. Całkiem sprawnie udaje nam się go jednak pokonać i około godziny 11:00 naszym oczom w oddali wyłania się wieża widokowa na Biskupiej Kopie. Po kilku chwilach cel na dziś mamy osiągnięty. Najwyższy szczyt Gór Opawskich zaliczany do Korony Gór Polski – Kopa Biskupia – zdobyty! Niestety w międzyczasie gdy wędrowaliśmy zaczął wiać bardzo mocny wiatr przez który nie decydujemy się wejść na wieżę widokową. Na szczycie też prawie nikogo nie ma. Robimy sobie szybko zdjęcia zbieramy pieczątki z wieży do książeczek i ruszamy w dalszą drogę.
Nim jednak zaczniemy schodzić do schroniska warto zamieścić kilka ciekawostek o samym szczycie i znajdującej się tutaj wieży. Kopa Biskupia (890 m n.p.m.) to szczyt w paśmie Gór Opawskich, który przyjmuje się, że jest najwyższym szczytem w polskiej tego pasma oraz najwyższym wzniesieniem województwa opolskiego, chociaż najwyższy jej punkt znajduje się po czeskiej stronie. Już od dawna Kopa Biskupia była górą graniczną – od 1229 rozdzielała biskupstwa wrocławskie i ołomunieckie, po wojnach śląskich tereny pod panowaniem Habsburgów i Hohenzollernów, następnie Czechosłowacji i Niemiec, a obecnie przez szczyt przebiega granica polsko-czeska. Góra zbudowana z dewońskich fyllitów. Na szczycie znajduje się kamienna wieża widokowa o wysokości 18 m. Zbudowana w 1898 przez Morawsko-Śląskie Sudeckie Towarzystwo Górskie w jubileusz 50-lecia panowania cesarza Franciszka Józefa I stąd znana nazwa Kaiser-Franz-Josef-Warte.


Rozpoczynamy zejście. Zbyt mocno wieje abyśmy mogli dłużej posiedzieć na szczycie. Dość dawno nie byłem na Kopie dlatego to co po chwili wyłania się moim oczom wprawia mnie w osłupienie. Krajobraz nie do poznania. Kiedyś schodząc z Kopy wędrowało się lasem, dziś mamy tutaj wielka otwartą przestrzeń, na której akurat dziś hula wiatr. Cóż widoki przednie bowiem mamy przed sobą niesamowite panoramy, ale szkoda jednak tych drzew.



Schodzimy przez chwilę Głównym szlakiem Sudeckim, a następnie skręcamy w prawo. Kiedyś człowiek po drzewach rozpoznawał gdzie ma skręcić, a dziś wszystko widać. W końcu docieramy do schroniska PTTK pod Biskupią Kopą z którego jak się okazuje roztacza się dziś niesamowita panorama widokowa, niegdyś widok był bardzo mocno ograniczony. Wchodzimy do schroniska i decydujemy się zrobić sobie tutaj dłuższą przerwę. Zamawiamy coś ciepłego na rozgrzanie i do tego pomidorową. Przerwę spędzamy na pogawędkach. Jest miło i sympatycznie – aż nie chce nam się ruszać z tego schroniska wiedząc, że na zewnątrz wieje bardzo mocny i zimny wiatr. Dlatego też trochę w tym schronisku siedzimy oglądając różne ciekawostki m.in. pamiątkę rekordzisty wejść na Kopę Biskupią – Władysława Wrzochola czy liczne ścięte krawaty (kto wejdzie do schroniska w krawacie ten zostanie mu ucięty).
Warto w tym miejscu zamieścić kilka informacji o tym miejscu. Schronisko PTTK „Pod Kopą Biskupią” im. Bohdana Małachowskiego to póki co jedyne schronisko turystyczne w Górach Opawskich, położone na terenie Parku Krajobrazowego Góry Opawskie. Inicjatorem wybudowania obiektu było Śląskie Sudeckie Towarzystwo Górskie. Od końca XIX wieku niedaleko szczytu działało już schronisko Rudolfsheim, ale był to obiekt prywatny. W 1923 po stronie czechosłowackiej zakupiono stary wojskowy barak dla sekcji prudnickiej SSGV, która zwróciła się z prośbą o pomoc do grup terenowych Zlate Hory, Głuchołazy i Nysa. Dwie ostatnie zgodziły się pomóc – projektantem i wykonawcą został Georg Döring, budowniczy miejski z Prudnika i członek SSGV.
W lipcu 1923 uroczyście zatknięto wiechę i postanowiono, że schronisko otrzyma nazwę Schroniska Górnoślązaków (znana nazwa Oberschlesierbaude). Uroczyste otwarcie nastąpiło w lipcu 1924 – obiekt składał się z baraku z dobudowaną werandą. Schronisko było własnością miasta Prudnik, SSGV wydzierżawiło je na 30 lat. W związku z dużą popularnością wśród turystów już w latach 1926 – 1927 dokonano rozbudowy – obok starej konstrukcji wzniesiono nową. Wybudowano też nową drogę do schroniska. W związku z kryzysem gospodarczym na przełomie lat 20. i 30. nastąpił spadek liczby odwiedzających – Schronisko Górnoślązaków przestało przynosić zyski i w 1936 administrację nim przejął Prudnik. Wtedy też zaczęto rozbudowywać obiekt dla potrzeb schroniska młodzieżowego – prace trwały do 1939.
Podczas II wojny światowej ruch turystyczny był mniejszy, ale nadal schronisko odwiedzali turyści. Przez cały okres niemiecki gospodarzył w nim Hans Mattner junior z Jarnołtówka, zwany Koppa Hansem. Po 1945 schronisko otrzymało nazwę „Pod Kopą Biskupią”, a w 1964 imię Bohdana Małachowskiego, krakowskiego działacza turystycznego. Pierwszym polskim właścicielem zostało PTT z Katowic, ale obiekt długo świecił pustkami, gdyż przez wiele lat wędrowanie po szlakach nadgranicznych wymagało towarzystwa żołnierza WOP. Obiekt otwarto w 1957 roku, a właścicielem został Erwin Mecha z Chorzowa. Od 1992 właścicielem jest wrocławski oddział PTTK.




W końcu jednak jesteśmy zmuszeni opuścić schronisko. Czas zaczyna nas gonić, a przed nami jeszcze zejście do Zlatych Hor. Tak więc ubieramy się, wychodzimy i ruszamy wpierw w stronę czerwonego szlaku tuż przy którym znajduje się ścieżka bez szlaku, którą teraz będziemy chcieli dojść do niebieskiego szlaku turystycznego. Bardzo szybko udaje nam się do niego dotrzeć, teren jest w miarę płaski choć trochę doskwiera nam zimny i mocny wiatr. Wchodzimy na niebieski szlak i rozpoczynamy zejście ścieżką wśród ściętych podczas wycinki drzew. Staramy się schodzić szybko jak tylko to możliwie bo wiatr doskwiera nam coraz bardziej, jest tak mocny, że ciężko ustać na nogach. Nie poddajemy się jednak i cały czas mkniemy w stronę widocznego w oddali lasu, aby schronić się przed tym wiatrem.
Na początku wspomnianego lasu znajduje się kolejna ciekawostka do której się udajemy. Mianowicie są to słabo zachowane ruiny zamku Leuchtenstein z XIII wieku. O powstaniu zamku brak wiarygodnych informacji, jednak przeprowadzone badania archeologiczne wykazały, iż powstał prawdopodobnie w drugiej połowie XIII w do ochrony Księstwa Nyskiego, należącego do biskupów wrocławskich. Być może bezpośrednim powodem budowy była utrata przez biskupów innego ważnego zamku – Edelstejnu i chęć ochrony okolicznych złóż. Zamek został opuszczony już w następnym wieku, o czym świadczy m.in. fakt, że w miejscowych przekazach był określany jako pusty zamek, czyli obiekt niezamieszkany. Z zamku pozostało obecnie bardzo niewiele – fundamenty cylindrycznej wieży oraz resztki murów. Widoczne są też pozostałości po fosie.


Pozostawiamy za sobą ruiny zamku i teraz już leśną ścieżką rozpoczynamy zejście w stronę Zlatych Hor za znakami niebieskiego szlaku turystycznego. W końcu docieramy do miejsca w którym wychodzimy na otwartą przestrzeń, trasa też się wypłaszacza, a my spokojnie sobie wędrujemy w stronę przełęczy na Varte gdzie nasz szlak niebieski przecina żółty. Po drodze towarzyszą nam wspaniałe panoramy dlatego co jakiś czas zatrzymujemy się i robimy pamiątkowe fotki, a w końcu wkraczamy na żółty szlak, którym teraz bezpośrednio udamy się do Zlatych Hor. Mijamy jeszcze dzielnice miasta o nazwie Rozmital. Wiatr tutaj na szczęście tak nie szaleje jak tam u góry, dlatego idzie nam się całkiem dobrze.

W końcu docieramy do Zlatych Hor a szlak doprowadza nas do Kościoła Wniebowzięcia Panny Marii. Niestety świątynia jest zamknięta, a szkoda bo z chęcią byśmy weszli do środka. Pozostaje nam jedynie zrobić zdjęcia z zewnątrz, a także sfotografować Jana Nepomucena stojącego przed kościołem. Kościół wzmiankowany był w XIV wieku. Wielokrotnie przebudowywany, a po pożarze miasta odbudowany(1699-1702) w stylu barokowym. We wnętrzu cenne wyposażenie z tego samego okresu.
Ruszamy w stronę centrum miasta gdzie robimy jeszcze kilka pamiątkowych fotek. Na uwagę zasługuje figura Józefa z dzieciątkiem, a także dwa ciekawe budynki. Pierwszy z nich to budynek Starej Poczty z 1698 roku, a obecnie Muzeum Miejskie. Drugi to ratusz z 1909 roku. Warto wspomnieć, że miasteczko posiada najdłuższy na Śląsku rynek, jego długość jest imponująca- 450 m, jest rynkiem wrzecionowym.


W taki sposób docieramy w końcu do naszego samochodu i nasza wycieczka dobiega końca. Wsiadamy do środka i ruszamy w drogę powrotną do Nysy. Podsumowując pogoda trochę nam nie dopisała, nie udało się wejść na wieżę na Kopie, ale to że powędrowaliśmy na szczyt nową dla nas wszystkich trasą sprawia, że wycieczkę na pewno zapisujemy na plus. Kopa Biskupia zdobyta, a na pewno jeszcze nie raz tutaj wrócę.
czy nocowaliście po polskiej stronie gór bo było taniej/lepiej/łatwiej coś znaleźć? czy jeśli zaplanuję nocleg w apartamencie w Karpaczu to będę mogła jakoś dojechać do Kopy pociągiem/autobusem i dalej szlakiem, czy to daleko?
Nie nocowaliśmy, a z Karpacza w Góry Opawskie jest ponad 150 km 😉