Giewont (1894 m.n.p.m.)
Giewont (1894 m.n.p.m.) to jeden z najbardziej popularnych szczytów w Tatrach Zachodnich, uznawany za górę-symbol. Miłej lektury.
Trasa:
Gronik – Wielka Polana w Dolinie Małej Łąki – Przełęcz Kondracka – Giewont – Przełęcz Kondracka – Hala Kondratowa – Schronisko Kalatówki – Kuźnice – Murowanica (Rondo) – Skocznia narciarska
Długość: ok. 14,5 km.
Punkty GOT: 24 pkt.
Mapa:
Relacja:
W dzisiejszej relacji zapraszam na opis wycieczki jaką odbyłem podczas weekendu majowego w 2015 roku w Tatrach, kiedy to wybrałem się na zorganizowaną przez nyską uczelnię wycieczkę do Zakopanego, a w trakcie pobytu w Zakopanem udało mi się zdobyć górę-symbol Tatr, a nawet Polski – Giewont (1894 m.n.p.m.). Zorganizowana przez Biuro Karier oraz Samorząd Studencki PWSZ w Nysie wycieczka odbyła się w dniach od 30.04 do 3.05. Pierwszego dnia naszej wycieczki zwiedzaliśmy browar w Tychach, podjąłem jednak decyzję aby relacji z tej części wycieczki nie opisywać, tylko skupić się na górach.
Wieczorem pierwszego dnia gdy dotarliśmy do Zakopanego, zakwaterowaliśmy się w ośrodku Helena na Harendzie. Nasz plan na drugi dzień wycieczki zakładał zdobycie Giewontu (1894 m.n.p.m.), jednak prognozy pogodowe nie były za bardzo optymistyczne. Postanowiliśmy jednak poczekać do rana, aby sprawdzić warunki pogodowe i podjąć ostateczną decyzję. Poranek w Zakopanem przywitał nas w miarę dobrą pogodą jak na ten okres. Giewont widoczny, brak opadów, a więc postanawiamy spróbować zdobyć dziś tą górę. Maj to okres gdzie w Tatrach leży jeszcze sporo śniegu, więc ciepła odzież i buty to obowiązek w takich warunkach.
Razem z głównym organizatorem wycieczki Bartkiem postanowiliśmy, że zdobędziemy Giewont idąc z Doliny Małej Łąki, a następnie zejdziemy na Halę Kondratową i dalej do Kuźnic, a wycieczkę zakończymy pod skocznią gdzie będzie czekał na nas autobus. Po godzinie 9:00 meldujemy się przy wejściu do Doliny Małej Łąki, kupujemy bilety do TPNu i ruszamy żółtym szlakiem w kierunku Wielkiej Polany. Jako grupa zorganizowana postanowiliśmy, że każdy będzie szedł swoim tempem i nie będziemy szli jedną większą grupą. Ja idę swoim tempem i do doliny docieram o 10:15. Na miejscu robię sobie krótką przerwę, uzupełniam płyny, zbieramy się także w większą grupę i razem po chwili ruszamy w dalszą drogę w kierunku Przełęczy Kondrackiej. Póki co wędrować będziemy płaską ścieżką wiodącą przez polanę, dalej za znakami żółtego szlaku turystycznego.
Sama Dolina Małej Łąki położona pomiędzy Doliną Bystrej i Doliną Kościeliską, jest najmniejszą z walnych dolin tatrzańskich. Górą dolina podchodzi pod główną grań Czerwonych Wierchów na odcinku od Kopy Kondrackiej po Małołączniaka. Centralną częścią doliny jest Wielka Polana. Powstała ona na miejscu istniejącego tu niegdyś jeziora polodowcowego. Dawniej dolina była jednym z terenów pasterskich w Tatrach, wchodziła w skład Hali Mała Łąka. Gleba jest tutaj żyzna, jak na warunki tatrzańskie, a trawa bujna. Stały na niej niegdyś szałasy. Po zniesieniu wypasu następuje stopniowe zarastanie kosodrzewiną i lasem wielu bezleśnych przedtem obszarów doliny. Jeszcze tylko Wielka Polana zachowuje swój bezleśny charakter, ale i ona zmniejsza stopniowo swoją powierzchnię, opanowywana przez świerki posuwające się od krawędzi lasu.
Płaska ścieżka po pewnej chwili się kończy i rozpoczyna się zasadnicze podejście na Przełęcz Kondracką (1725 m.n.p.m.), na początku podejścia pojawia się także znaczna ilość śniegu. Warunki zmieniają się nie do poznania, do tej pory szło nam się bardzo dobrze gdyż nie było w ogóle śniegu. Teraz nasze tempo zaczyna spadać i już na początku zaczynamy się zapadać, z początku po kostki, ale to dopiero początek.
Powoli mozolnym tempem zaczynamy piąć się coraz wyżej. Stopniowo zdobywamy wysokość, przy w miarę dobrej pogodzie jak na ten okres. Im jesteśmy wyżej tym pojawia się coraz więcej śniegu, co trochę utrudnia nam wchodzenie. Niestety jak to w górach często bywa, matka natura lubi płatać figle. Mniej więcej w połowie podejścia zaczyna padać deszcz, który po chwili zmienia się w opady śniegu, pojawia się także większa mgła która przysłania Giewont oraz pobliskie Czerwone Wierchy.
Mimo niekorzystnych warunków pogodowych (zaczyna padać coraz mocniej), nie rezygnuję jednak z naszego celu. Stopniowo, powoli pnę się dalej ku górze. Niestety pojawiają się u mnie oznaki braku kondycji (brak czasu na ćwiczenia). W końcu docieram do ostatniego odcinka podejścia – najgorszego zarazem. Znajduje się tutaj spora ilość śniegu, przez który zapadam się ciągle po kolana i przewracam. Jest także tutaj bardzo stromo. Sumując to plus mój brak kondycji, oznacza jedno – mozolna walka z podejściem. W końcu jednak udaje mi się i o godzinie 13:00 potwornie zmęczony staję na Przełęczy Kondrackiej.
Kondracka Przełęcz to znajdująca się na wysokości 1725 m.n.p.m. przełęcz w północnej grani Kopy Kondrackiej, położona pomiędzy Kopą Kondracką (2005 m.n.p.m.) i Giewontem (1894 m.n.p.m.). Wschodnie stoki spod przełęczy opadają do Piekła w Dolinie Kondratowej, zachodnie do Wyżniego w Dolinie Małej Łąki. Do tej ostatniej doliny ze stoków spod przełęczy opada żleb, który łącząc się z ze żlebem opadającym spod Wyżniej Kondrackiej Przełęczy, tworzy Głazisty Żleb. Kondracka Przełęcz jest podczas letniego sezonu jednym z najbardziej przez turystów zatłoczonych miejsc. Znajduje się na niej skrzyżowanie szlaków turystycznych. Dziś jednak są tutaj pustki.
Z przełęczy mam dwie opcje do wyboru albo ruszam na Giewont (1894 m.n.p.m.), albo schodzę na Halę Kondratową. Decyduję, że skoro jestem tak blisko, nie mogę się poddać i wybieram pierwszą opcję. Warunki są coraz cięższe, zaczyna coraz mocniej padać śnieg, dodatkowo mgła co chwilę przysłania mi mój cel. Jedno jest pewne, na widoki dziś nie ma co liczyć. Nie poddaję się jednak i ruszam przed siebie. Powoli spokojnym tempem idę w kierunku łańcuchów prowadzących na szczyt. Trochę jestem niepewny co mnie może czekać (moja mama która zdobyła już Giewont trochę mnie przestraszyła, że jest tam bardzo ciężko). Powoli jednak idę dalej przed siebie, docieram do pierwszych łańcuchów i pokonuję je bez większych trudności.
O godzinie 13:30 góra-symbol, czyli Giewont (1894 m.n.p.m.) zostaje przeze mnie zdobyta. Jest to masyw położony między Doliną Bystrej, Doliną Kondratową, Doliną Małej Łąki i Doliną Strążyską. Szczyt góruje nad Zakopanem i jest z niego znakomicie widoczny. Od strony północnej Giewont jest stromy i trudno dostępny, zbocza południowe są łagodniejsze. Giewont złożony jest z trzech części: Wielkiego Giewontu (1894 m), Małego Giewontu (1728 m) i Długiego Giewontu (1867 m). Pomiędzy Wielkim i Małym Giewontem znajduje się Giewoncka Przełęcz (1680 m), z której opada cieszący się złą sławą (ponieważ zginęło w nim wielu turystów, którzy zboczyli ze szlaku celem skrócenia sobie drogi z Giewontu) Żleb Kirkora. Między Wielkim a Długim Giewontem położona jest głęboka przełęcz zwana Szczerbą (1823 m), z której opada Żleb Szczerby.
Na Wielkim Giewoncie znajduje się 15-metrowy żelazny krzyż na Giewoncie, obiekt pielgrzymek religijnych, ale również niezwykle niebezpieczne miejsce w czasie burzy. Giewont to góra-symbol, której zarys często kojarzony jest z sylwetką śpiącego rycerza. Jedna z wersji legendy o rycerzach śpiących pod Tatrami, którzy obudzą się, gdy Polska znajdzie się w wielkim zagrożeniu, umiejscawia ich właśnie pod Giewontem. Związane jest to z tym, że w ścianach Giewontu znajdują się liczne jaskinie, m.in. Jaskinia Juhaska, Kozia Grota, Dziura w Szczerbie, Dziura nad Doliną Strążyską. Długo na szczycie nie zabawiam, wieje tutaj bardzo mocno, tak jak wcześniej wspominałem brak jest jakichkolwiek widoków. Robię tylko pamiątkowe zdjęcie z krzyżem i zaczynam schodzić. Zejście podobno też bardzo ciężkie – podobno, bowiem pokonuję je dość szybko i sprawnie, bez jakiś większych trudności.
Schodzę dalej w kierunku Przełęczy Kondrackiej, pojawiają się też dość ograniczone, ale jednak, widoki na Tatry Zachodnie. Przystaję co jakiś czas i robię pamiątkowe zdjęcia. Po 35 minutach od rozpoczęcia zejścia z Giewontu melduję się z powrotem na przełęczy. Tutaj skręcam na niebieski szlak i zaczynam schodzić w kierunku Hali Kondratowej i znajdującego się tam schroniska. Niestety idzie mi się bardzo źle, na szlaku leży duża ilość śniegu, który bardzo spowalnia. Podejmuję decyzję, że wykorzystam ten śnieg jako atut, schodzę trochę z szlaku, postanawiam usiąść i pokonać połowę trasy zjeżdżając. Okazuje się, że był to świetny pomysł, w ekspresowym tempie pokonuję połowę trasy, a dodatkowo ta adrenalina towarzysząca zjazdowi – jednym słowem było super.
Jednakże to co dobre szybko się kończy, docieram do wypłaszczenia i dalszą trasę muszę pokonać pieszo. O godzinie 15:00 melduję się w Schronisku PTTK na Hali Kondratowej im. Władysława Krygowskiego, które położone jest u stóp masywu Giewontu. Znajduje się na wysokości 1333 m n.p.m. Jest to najmniejsze schronisko polskich Tatr i dysponujące 20 miejscami noclegowymi. W schronisku robię sobie dłuższą przerwę, jest to czas na ciepłą herbatę i jakiś posiłek, muszę podładować akumulatory po zdobyciu Giewontu. Po zjeździe jestem także trochę przemoczony, więc muszę chociaż trochę się wysuszyć. Oczywiście w schronisku podbijam książeczkę GOT. Na miejscu jest także znaczna część ekipy, którzy także zdobyli Giewont.
Tuż przed godziną 16:00 kończę przerwę i ruszam w dalszą drogę. Chcę wyjść przed wszystkimi, żeby wejść jeszcze do Schroniska na Kalatówkach, aby podbić tam książeczkę GOT. Wychodzę z schroniska robię jeszcze ostatnie pamiątkowe zdjęcia i powoli ruszam w dalszą drogę. Pozostawiając za sobą Halę Kondratową.
Do Schroniska na Kalatówkach docieram o godzinie 16.20, przybijam pieczątki, kupuję sobie także na pamiątkę przewodnik online i ruszam w kierunku Kuźnic. Warto wspomnieć, że schronisko, a raczej Hotel Górski znajdujący się na polanie Kalatówki, położony jest na wysokości 1198 m n.p.m. na morenie u podnóża Krokwi. Hotel wybudowany został przez Tatrzańskie Towarzystwo Narciarzy na potrzeby narciarskich Mistrzostw Świata FIS w 1938 roku. Zarządzany jest przez PTTK. Posiada 86 miejsc noclegowych, ponadto w hotelu jest restauracja, dwie kawiarnie, siłownia, sauna, wypożyczalnia sprzętu narciarskiego.Ta część wycieczki to spokojny spacer do Kuźnic, a dalej już asfaltem w kierunku Murowanicy, skąd mam podejść pod skocznię gdzie będzie czekał na nas autobus. Spokojnie wędruję sobie, aż w końcu docieram pod skocznię około godziny 17:30. Nasza wycieczka dobiega końca.
Podsumowując wycieczkę można zaliczyć do udanych, mimo braku widoków i ciężkich warunków, w końcu udało się zdobyć tą rozsławioną górę. Choć powiem, że jakoś tak nie ciągnęło mnie żeby ją zdobyć, ale skoro trafiła się okazja to ją wykorzystałem. Pierwszy raz też przechodziłem trasę z łańcuchami, trudności mi nie sprawiły. Teraz pozostaje ruszyć w Tatry Wysokie i zdobywać większe szczyty. Jeśli zaś chodzi o nasz dalszy pobyt w Zakopanem, to kolejny dzień spędzam na Krupówkach robiąc zakupy i kupując jakieś pamiątki, natomiast ostatni dzień (dzień wyjazdu) spędzamy w Krakowie.
Ehh, taka to pogoda w Tatrach. Trzeba utrafić. Mam nadzieję, że nowe relacje będą pojawiać się coraz częściej.
Będą, będą 🙂 A jest sporo do nadrobienia
W Tatrach dawno nie byłem, ot jakoś tak za dużo tłumów jak dla mnie, ale mam wspaniałe wspomnienia z dawnych lat. Przyznam że 3 tygodnie temu z żoną i z dzieckiem wybraliśmy się na jeden dzień do Zakopanego i popływaliśmy trochę w basenach z widokiem na Giewont. Pogoda była podła, gdyby nie to dałbym się pewnie namówić przez żonę na wypad na szczyt.
Pozdrawiam
Niestety to jest minus Tatr, za dużo tam ludzi. Też wolę jeździć po pasmach gdzie jest mniej ludzi i można w spokoju wędrować. Ale okolice maja, czy też jesień. To w Tatrach okres gdzie nie ma wielu turystów, więc można spokojnie wędrować, ale zaś w tym okresie z pogodą ciężko.
Też trafiliśmy na zerową widoczność, ale i tak bylo warto zdobyć śpiącego rycerza 🙂 I najważniejsze udało nam się bez kolejki przy łańcuchach 🙂