Główny Szlak Świętokrzyski
Główny Szlak Świętokrzyski imienia Edmunda Masalskiego udało mi się przejść w sierpniu 2016 roku. Zapraszam na pierwszą część relacji.
W dzisiejszej relacji zapraszam na opis przejścia Głównego Szlaku Świętokrzyskiego. Jest to opis rajdu organizowanego przez ORSO PTTK w Opolu oraz Miejskie Koło PTTK Tryton w Nysie w którym wziąłem udział w sierpniu 2016 roku. Była to moja pierwsza przygoda ze szlakiem długodystansowym na którym miałem przyjemność spędzić łącznie cztery dni. Szczegóły w poniższej relacji.
Etap I – Kuźniaki – Ciosowa
Trasa:
Kuźniaki – Siniewska Góra – Barania Góra – Porzecze – Ciosowa
Długość: 18 km.
Punkty GOT: 22 pkt.
Mapa:
Relacja:
Nasz wypad w Góry Świętokrzyskie rozpoczynamy w piątek (12.08.2016 r.) o godzinie 6:00 na rynku w Nysie. Razem z 11 osobową ekipą Trytonków ruszam autokarem w kierunku Opola, po drodze zabierając na trasie kolejne osoby. W Opolu dołączają do nas grupy: Opolska i Kędzierzyńska, razem z komandorem rajdu – Wojciechem Kwietniem. W takim składzie ruszamy w kierunku Kielc, gdzie docieramy po godzinie 11:00. W Kielcach dołączają do nas kolejne ekipy. Cały rajd zgromadził ludzi z różnych części Polski: są ludzie z Województwa Śląskiego, z Poznania, a nawet i Warszawy. Z Kielc kierujemy się już bezpośrednio do miejscowości Kuźniaki gdzie ma początek (lub też koniec) Główny Szlak Świętokrzyski imienia Edmunda Massalskiego.
Godzina 12.30 meldujemy się w Kuźniakach, wysiadamy z autobusu szybko podbijamy książeczki w miejscowym sklepie i stajemy pod tablicą szlaku. W taki sposób rozpoczynamy naszą czterodniową przygodę z Górami Świętokrzyskimi, przez najbliższe dni dane będzie nam przejść szlak o długości 105 km (różne są długości szlaku, oficjalnie PTTK w Kielcach podaje długość 93 km – nie wiem, czy to są poprawne wyliczenia, gdyż w sieci wśród wielu opinii podróżników czy turystów górskich przeważa długość 105 km – po przejściu szlaku skłaniam się do tych 105 km).
Sam rajd będzie dość nietypowy, gdyż nie będziemy wędrować od punktu do punktu z noclegiem, a wędrować będziemy wyznaczonymi odcinkami, nocując w miejscowości Święta Katarzyna w Ośrodku Jodełka. Z informacji uzyskanych od komandora dowiedzieliśmy się, że autobus będzie nas dowozić na poszczególne odcinki. Wracając do dnia dzisiejszego, pod tablicą robimy sobie pamiątkowe zdjęcia oraz wysłuchujemy informacji od przewodników, którzy będą nas prowadzić przez cały główny szlak. Po chwili nasza grupa rusza za znakami czerwonego szlaku turystycznego pozostawiając za sobą miejscowość Kuźniaki. Przed nami pierwszy odcinek, a w planach mamy do przejścia 21 km, musimy się też śpieszyć, gdyż na godzinę 18:00 mamy przewidzianą kolację w ośrodku, a na zegarkach widnieje godzina 13:00. Tak więc ruszamy z początku w miarę szybkim tempem.
Przed nami pojawia się pierwsze podejście, które sprawnie pokonujemy i stajemy na szczycie Perzowej Góry (395 m.n.p.m.). Na szczycie robimy sobie pamiątkowe zdjęcia. Brakuje tutaj tablicy z oznaczeniem szczytu, a o tym, że zdobyliśmy szczyt informuje nas niewielki postument z wyrytą nazwą góry. Jak się okaże przez kolejne dni z oznaczeniami wzniesień na szlaku będzie kiepsko. Teraz jednak ruszamy w dalszą drogę, rozpoczynamy zejście z Perzowej Góry i po chwili dochodzimy do pierwszego ciekawego miejsca na dzisiejszej trasie, a mianowicie Groty św. Rozalii.
Grota patronki ciężko chorych, znajduje się u podnóża Perzowej Góry. Zajmuje ona niewielką sztucznie powiększoną jaskinię szczelinową. Wewnątrz znajduje się obraz ludowej artystki Bożeny Charaziak, który przedstawia świętą z jej atrybutami: wiankiem róż (nawiązanie do jej imienia) i czaszką (symbol pustelniczego życia i pokuty) siedząca w skalnej grocie (św. Rozalia spędziła ostatnie kilkanaście lat życia w grocie w pobliżu Palermo).
Robimy sobie tutaj pierwsze grupowe pamiątkowe zdjęcie, przyglądamy się ciekawej kapliczce. Po chwili ruszamy już w dalszą drogę. Szlak początkowo prowadzi nas lasem, jednak dalej wychodzimy na otwartą przestrzeń i naszym oczom wyłaniają się pierwsze widoki. Idąc zatrzymujemy się co chwilę, aby robić kolejne zdjęcia, kilkaset metrów dalej od wyjścia z lasu przechodzimy przez drogę, a dalej znów wchodzimy do lasu.
Zróżnicowanie szlaków jest naprawdę spore, a to dopiero początek naszej drogi Głównym Szlakiem Świętokrzyskim. Wchodząc w las ścieżka zmienia się na szlak prowadzący piaskiem. Spowalnia to nas trochę i ciężko się wędruje. Idąc dalej pokonujemy te trudności, wraz z kolejnymi podejściami na trasie. Dalsza część trasy to mozolna droga lasem bez jakichkolwiek widoków, w końcu jednak wychodzimy na otwartą przestrzeń. Na leśnym odcinku zostałem mocno z tyłu, wychodząc z lasu słysząc głosy, wiem, że udało mi się dogonić resztę ekipy, która teraz odpoczywa sobie na polanie u podnóża Siniewskiej Góry (449 m n.p.m.). Szybko dołączam do nich robiąc sobie tutaj pierwszą dłuższą przerwę na posiłek i podziwianie ciekawej panoramy widokowej.
Na polanie zameldowałem się o godzinie 15:15, tak więc już ponad dwie godziny jestem na szlaku. Czas ucieka a nam pozostaje jeszcze spory kawałek do przejścia. Tak więc postanawiam ruszyć w dalszą drogę. Dołączam już do grupy i razem z resztą Trytonków wędrujemy dalej. Początkowo szlak wiedzie nas asfaltem, by po niecałych 200 metrach doprowadzić nas do wieży widokowej – my odpoczywaliśmy na polanie, a 200 metrów dalej wieża widokowa z miejscami do odpoczynku. Gdybyśmy wiedzieli wcześniej to na pewno wybralibyśmy to miejsce na dłuższą przerwę. Teraz jednak wchodzimy na chwilę na wieżę, aby zrobić sobie kilka zdjęć i spojrzeć na panoramę widokową i po chwili idziemy już dalej. Pozostawiamy asfalt i wracamy na ścieżkę, a przed nami rozpoczyna się podejście na Siniewską Górę (449 m n.p.m.).
Wierzchołek Siniewskiej Góry również jest zarośnięty, widoków tutaj nie uraczymy. Spokojnie idąc już z grupą wędrujemy dalej, kilkaset metrów za szczytem wychodzimy znów na otwartą przestrzeń, a naszym oczom ukazuje się widok w kierunku Baraniej Góry (426 m n.p.m.) oraz miejscowości Widoma w kierunku której prowadzi nas szlak. Przez chwilę znów jesteśmy zmuszeni iść asfaltem, by po 100 metrach znów wejść na szlak i znów wędrujemy w kierunku lasu.
Rozpoczynamy podejście na Baranią Górę, które dość szybko pokonujemy, a na szczycie dołącza do nas czarny szlak turystyczny wiodący tutaj z miejscowości Oblęgorek. My oczywiście dalej idziemy za znakami czerwonego szlaku turystycznego, który wyprowadza nas znów na otwartą przestrzeń, gdzie naszym oczom wyłania się przepiękna panorama widokowa na okoliczne szczyty w tym także górującą w oddali Łysicę (612 m n.p.m.) oraz na Kielce. Panorama robi na nas ogromne wrażenie, co chwilę przystajemy by robić kolejne zdjęcia.
Dalej rozpoczynamy zejście w kierunku wsi Porzecze. Schodząc grupa mocno się rozciąga, gdy my jesteśmy w połowie drogi do Porzecza, część ekipy jest już prawie we wsi. W trakcie schodzenia Marcin dostał telefon od komandora rajdu, który jasno stwierdza, że nie damy radę dokończyć dzisiejszego odcinka (planowaliśmy dojść do Tumlina Węgle), ze względu na to, iż musimy być maksymalnie do godziny 19:00 w ośrodku, żeby móc się zameldować i zjeść obiadokolację, a na zegarkach mamy już prawię godzinę 17:00. Decyzja w tym przypadku może być tylko jedna – skracamy odcinek. Szybko dzwonimy do pozostałej części grupy, aby zatrzymywali dochodzące do wsi osoby.
Po dotarciu do reszty grupy decydujemy się, aby dojść do Porzecza i tam poczekać na Wojtka i na autobus. I tak też z nim ustalamy. Dochodząc do Porzecza mamy godzinę 17:10, więc jakiś zapas czasu jeszcze jest. Szkoda więc czekać tutaj dlatego też po dokładniejszym przeanalizowaniu mapy decydujemy się, że nasz dzisiejszy odcinek zakończymy w położonej 3,5 km dalej miejscowości Ciosowa. Po konsultacji z Wojtkiem Kwietniem ruszamy w dalszą drogę, przez chwilę idąc drogą przez wioskę. Niestety brak tutaj chodników, a samochodów sporo, co jest dość niebezpieczne. My natomiast szybko i sprawnie pokonujemy ten odcinek i po chwili skręcamy na drogą prowadzącą do Ciosowej, tutaj już na szczęście tyle samochodów nie ma, a naszym oczom wyłania się Ciosowa Góra (365 m n.p.m.).
Idąc dalej docieramy do podnóża góry. Mamy tutaj dwie możliwości. Pierwsza to albo iść asfaltem dalej do Ciosowej, druga natomiast to wejście na szlak i podejście na Ciosową Górę, z której zejdziemy bezpośrednio do Ciosowej, gdzie podejmie nas autobus. Wybieram tą drugą opcję i ruszam w drogę spokojnym tempem, już trochę zmęczony. Pokonuję ostatnie podejście dziś i o godzinie 17.55 staję na szczycie Ciosowej Góry (365 m n.p.m.).
Szczyt ten należy do Wzgórz Tumlińskich i jest ich ostatnim ogniwem od strony południowej z wyraźnie zaznaczającym się w morfologii terenu zboczem, stromo opadającym ku rzece Bobrzy. Góra jest jednym z licznych w tym rejonie wzniesień zbudowanych z dolnotrasowego piaskowca. Znajduje się tutaj nieczynny kamieniołom, który objęty jest ochroną prawną. Rejon Ciosowej był w okresie powstania styczniowego miejscem walk powstańczych. W dniu 10 czerwca 1863 roku oddział powstańców pod wodzą Dionizego Czachowskiego stoczył tu potyczkę z wojskami rosyjskimi.
Ze szczytu roztacza się trochę ograniczona, ale jednak panorama widokowa. Robię sobie tutaj pamiątkowe zdjęcia i rozpoczynam zejście. Szybko schodzę i docieram do podnóża kamieniołomu, gdzie także robię sobie kilka fotek. Po chwili dociera do mnie reszta ekipy Trytonków którzy zostali przed Ciosową Górą by zrobić sobie przerwę i razem już wędrujemy do wsi Ciosowa. Kilkaset metrów dalej znów wchodzimy na asfalt. 100 metrów dalej o godzinie 18:20 kończymy naszą wycieczkę. Chwilę później podjeżdża po nas autobus, czekamy jeszcze kilka chwil na resztę ekipy w tym i komandora Wojtka i razem wszyscy ruszamy do Świętej Katarzyny.
W taki sposób kończymy pierwszy odcinek, wiedząc już, że kolejnego dnia czeka nas nadrabianie. Po dotarciu do Świętej Katarzyny, szybko zjedliśmy obiadokolację, po czym przystąpiliśmy do kwaterowania. Po rozpakowaniu udałem się spać, aby naładować akumulatory na drugi dzień.
Etap II – Ciosowa – Święta Katarzyna
Trasa:
Ciosowa – Grodowa – Tumlin-Węgle – Sosnowica – Dąbrowa – Domaniówka – Masłów Pierwszy – Klonówka – Przełom Lubrzanki – Radostowa – Wymyslona – Krajno – Święta Katarzyna Jodełka
Długość: 34 km. (według przewodnika)
Punkty GOT: 38 pkt.
Mapa:
Relacja:
Drugi dzień naszego rajdu rozpoczynamy od śniadania o godzinie 8:00. Natomiast godzinę później jesteśmy już w autokarze i ruszamy w drogę do Ciosowej, gdzie rozpoczniemy naszą dzisiejszą wędrówkę. W planie na dziś mamy do przejścia odcinek do schroniska Jodełka w Świętej Katarzynie, każdy swoim własnym tempem ma dojść tutaj. Przed nami spore wyzywanie, bo według przewodnika do przejścia mamy 34 km.
O godzinie 9:45 meldujemy się w Ciosowej, szybko odnajdujemy oznaczenia czerwonego szlaku turystycznego i ruszamy za jego znakami. Początkowo grupa trzyma się razem jednak po chwili ci mocniejsi odchodzą, ja natomiast pozostaję z tyłu. Wiem, że przede mną dziś długa droga więc nie chcę już na początku szarżować. Ruszam spokojnym tempem w kierunku pierwszego wzniesienia na trasie – Kamienia (399 m n.p.m.).
Początkowo trasa prowadzi lasem dość spokojnie, szybko zdobywam szczyt, idąc dalej zdobywam wzniesienie Wymień (401 m n.p.m.), tuż za którym wyłania się bardzo strome zejście. Jestem zmuszony zwolnić, aby bezpiecznie je pokonać. Idąc dalej wychodzę z lasu, a moim oczom wyłania się pierwsza dziś panorama widokowa na Grodową (395 m n.p.m.) górującą nad Tumlinem-Podgrodzie.
Po dotarciu do wioski przekraczam drogę. Takie to właśnie uroki Gór Świętokrzyskich – wędrówki lasami, polami, asfaltem, a nawet i piaszczystymi ścieżkami. Szybko jednak znów wracam na ścieżkę i wchodzę do lasu, a przede mną wyłania się bardzo strome podejście na Grodową. Udaje mi się je w miarę sprawnie pokonać, a na szczycie dołączam do części grupy, która odpoczywa. Zatrzymuję się na chwilę, aby odpocząć po ciężkim podejściu.
Sama Grodowa to jedno z bardziej interesujących wzniesień Gór Świętokrzyskich. Budują ją dolnotriasowe piaskowce o charakterystycznej czerwonej barwie. Grodowa odgrywała kiedyś znaczącą rolę w kulcie pogan i jest uznawana za jedno z pradawnych „miejsc mocy”, podobnie jak Góra Dobrzeszowska i Łysa Góra. Na szczycie, według miejscowej tradycji, znajdował się gród, w którym chroniła się okoliczna ludność podczas najazdów tatarskich w XIII wieku, stąd nazwa góry. Poniżej szczytu znajduje się kamieniołom piaskowca, który wydobywa się tu od bardzo dawna. Pierwotnie używano go do produkcji żaren, od XVII wieku wykładano nim piece hutnicze, a obecnie wykonuje się z niego płytki kwaso i żaroodporne oraz elementy dekoracyjne.
Przerwa nie trwa jednak długo i po chwili już razem z częścią ekipy, którą udało mi się dogonić ruszamy dalej. Teraz przed nami zejście do Tumlina-Węgle, czyli miejsca, gdzie mieliśmy skończyć wczorajszy odcinek. Tak więc nadrabianie mamy za sobą, jest godzina 11:40 a na trasę ruszyliśmy o godzinie 9:45. Brakło nam niecałych dwóch godzin wczoraj, aby tutaj dotrzeć. Kolejną przerwę tym razem krótką robimy przy tablicy szlaku w miejscowości.
Kończąc przerwę ruszamy w dalszą drogę. Przed nami prawie 2 kilometrowy spacer asfaltem przez miejscowość Tumlin-Węgle. Tak więc ruszamy dalej, a po kilkudziesięciu metrach znów zatrzymujemy się tym razem przed znajdującym się tutaj kościołem pw. św. Stanisława Biskupa i Męczennika. Kościół ufundował w 1599 roku biskup krakowski Jerzy Radziwiłł dla ludności przybywającej do pracy w okolicznych kopalniach i hutach. Drewnianą wieżę dobudowano w 1765 roku na polecenie biskupa Kajetana Sołtyka. Kościół oblicowano płytami z czerwonego piaskowca tumlińskieggo w 1986 roku. Wystrój wnętrza kościoła jest barkowy. Ołtarz główny pochodzi z ok. 1880 roku.
Idziemy dalej, gdyż czas nas dzisiaj goni. Przechodzimy przez miejscowość i podziwiamy jej uroki. W ogóle miejscowości w Górach Świętokrzyskich robią na nas wrażenie. Mnogość starych drewnianych chat sprawia, że dość często zatrzymujemy się, aby zrobić im zdjęcia. Często domy te są tak usytuowane, że obok znajdują się ich nowo wybudowane odpowiedniki. Ciekawe to krajobrazy, życie także w tych miejscowościach jakoś płynie tak sielsko i wolno. Wędrując dalej przechodzimy w Tumlinie przez przejazd kolejowy. Następnie wchodzimy do lasu i powoli opuszczać będziemy Wzgórza Tumlińskie i kierować się będziemy w stronę Pasma Masłowskiego, najpierw jednak na polanie tuż po wejściu do lasu robimy sobie dłuższą przerwę na posiłek.
Po posileniu się suchym prowiantem ruszamy w dalszą drogę. Takim małym minusem Gór Świętokrzyskich jest brak schronisk, a nawet ławek i wiat odpoczynkowych na trasie, według informacji od przewodników zmieni się to dopiero w Paśmie Łysogórskim, gdzie podobno znajduje się lepsza infrastruktura turystyczna. Przekonamy się o tym w kolejnych dniach. Teraz jednak wędrujemy dalej szeroką ścieżką przez las w stronę Sosnowicy (413 m n.p.m.).
Szlak wiedzie nas spokojnie bez większych podejść idziemy szeroką ścieżką zdobywając oczywiście wspomniany szczyt docieramy do drogi według przewodnika o dużym natężeniu ruchu, którą jak się okazuje będziemy musieli iść przez 1,5 km poboczem. Szybko pokonujemy ten odcinek i wchodzimy do lasu. Tutaj właśnie wkraczamy już we wspomniane wcześniej Pasmo Masłowskie, my jednak teraz kierujemy się w stronę drogi ekspresowej S7, którą po dotarciu musimy przekroczyć wybudowanym nad nią wiaduktem dla zwierząt. Tak więc kolejna ciekawostka Gór Świętokrzyskich – szlak nad drogą ekspresową.
Ruszając w dalszą drogę docieramy do bardzo ciężkiego momentu na trasie. Przez opady deszczu, na trasie nagromadziła się ogromna ilość wody i teren stał się błotnisty. Ten odcinek mocno nas spowalnia. W końcu udaje nam się pokonać ten odcinek i docieramy do drogi krajowej 73 gdzie skręcamy w prawo i dalej iść będziemy wzdłuż ekranu dźwiękochłonnego, który po kilkuset metrach doprowadza nas do przejścia dla pieszych w miejscowości Dąbrowa. Przechodzimy na drugą stronę drogi i rozpoczynamy podejście chodnikiem przez wieś idąc w kierunku Domaniówki (418 mn.p.m.) i Masłowa Pierwszego.
Kilkaset metrów dalej skręcamy w prawo i znów wkraczamy na ścieżkę kierując się w stronę wspomnianego szczytu. Szlak prowadzi przez zbocza Białej Góry, a następnie po łuku w lewo doprowadza nas do podejście na Domaniówkę. Wchodzimy na szczyt, który nie oferuje żadnych widoków, tak więc ruszamy w dalszą drogę, rozpoczynając zejście w kierunku Masłowa Pierwszego. Docieramy na polanę, z której roztacza się widok na miejscowość. Jest godzina 15:00, tak więc na szlaku jesteśmy już ponad 5 godzin a według mapy pokonane mamy już 20 km. Na polanie postanawiamy zrobić krótką przerwę na podziwianie widoków oraz zrobienie pamiątkowych zdjęć, po której ruszamy w dalszą drogę w kierunku Masłowa.
Po dotarciu do Masłowa znów wkraczamy na asfalt, którym tym razem wędrować będziemy przez całą miejscowość, a według mapy jest ona dość długa. Nie pozostaje nam nic innego jak spokojnie iść dalej. Ciekawostką tej miejscowości jest to, że położona ona jest na zboczach góry, my natomiast docieramy do samego podnóża. Po chwili marszu docieramy do Kościoła pw. Przemienienia Pańskiego, który wybudowano w latach 1927-1937 na miejscu drewnianego z XIX wieku, a jego bryła nawiązuje do architektury romańskiej i gotyckiej. Do samego kościoła jednak nie wchodzimy, gdyż wewnątrz również trwa ceremonia ślubna.
Tuż za świątynią szlak skręca w lewo, teraz czeka na nas ponad kilometrowy marsz pod górę na grzbiet Pasma Masłowskiego. Zanim jednak na dobre wyruszymy, mamy informację od Marka i Kasi którzy dziś lepiej dysponowani idą przed nami, że w Masłowie znajduje się restauracja więc planujemy zrobić sobie tam przerwę. Niestety nie udaje nam się odnaleźć restauracji, gdyż w poszukiwaniu jej wchodzimy w ślepą uliczkę. Trochę smutni postanawiamy usiąść i zrobić sobie przerwę na poboczu, aby coś zjeść.
Kończąc przerwę ruszamy w dalszą drogę. Idąc asfaltem docieramy do skrzyżowania dróg, tutaj nasza grupa trochę się dzieli. Ja zostaję z tyłu, a część idzie z przodu i skręca w prawo zgodnie za znakami szlaku turystycznego, jednak to ja w oddali dostrzegam sklep – a więc okazja na pieczątkę. Szybko wołam resztę ekipy, która poza dziewczynami Agnieszką i Marceliną wraca do nas i razem ruszamy do sklepu po pieczątki.
Przy okazji w sklepie zaopatrujemy się w zimną coca-colę, która po już tak długim i bardzo męczącym marszu jest dla nas można powiedzieć zbawieniem. Jesteśmy potwornie zmęczeni, dzisiejszy odcinek jest bardzo zróżnicowany i wymagający. Większość szczytów, które zdobywamy z dużą różnicą przewyższenia. W sklepie w Masłowie mamy pokonane według mapy 22 km, godzinę 15:50 na zegarku, a do Jodełki 12 km. Będzie ciężko dotrzeć na kolację na godzinę 19:00.
Książeczki podbite, tak więc ruszamy w dalszą drogę, wracamy do skrzyżowania, od tej strony skręcamy w lewo i ruszamy początkowo dalej asfaltem w górę, który po kilkudziesięciu metrach zmienia się w ścieżkę i prowadzi nas w stronę Klonówki (473 m n.p.m.) do której dość szybko docieramy i meldujemy się u podnóża wieży widokowej. Mimo iż czas coraz bardziej nas goni nie możemy odmówić sobie wejścia chociaż na chwilę na wieżę, aby zrobić kilka fotek.
Chwilę później idziemy dalej w kierunku kolejnej atrakcji na trasie, którą jest Diabelski Kamień. Jest to skała zbudowana z kambryjskich piaskowców kwarcytowych. Od 1954 roku jest pomnikiem przyrody. Według legendy skała ta to kościół przemieniony za grzechy parafian w kamień, a nocą słychać tu bicie dzwonów. Według innej legendy to głaz, którym diabły chciały zniszczyć klasztor na Świętym Krzyżu. Wyleciały one z piekła wraz z głazem przez otwór w jaskini Piekło. Zmęczone jego dźwiganiem zatrzymały się na odpoczynek na Klonówce. Kiedy chciały ruszyć w dalszą drogę, we wsi zapiał kur i diabły straciły swą moc. Uciekając do piekła pozostawiły głaz tam, gdzie obecnie się znajduje.
Idąc dalej docieramy do skrzyżowania. Niestety bez oznaczeń. Przekonani jesteśmy, że szlak skręca w prawo więc w tą stronę idziemy, jednak jak się po chwili okazuje się, że była to błędna decyzja i jesteśmy zmuszeni wrócić, aby ruszyć w przeciwną stronę. Po chwili odnajdujemy szlak i ruszamy dalej przechodząc przez Dąbrówkę (441 m n.p.m.) rozpoczynamy zejście do Przełomu Lubrzanki. Po zejściu dołączam do grupki i robimy sobie krótką przerwę, a następnie razem ruszamy na ostatni najcięższy odcinek na dzisiejszej trasie. Pozostało nam 8 km według mapy do Jodełki oraz do zdobycia dwie góry.
Jako pierwsza przed nami Radostowa (451 m n.p.m.), na którą według mapy prowadzi bardzo ciężkie podejście, o czym dość szybko się przekonujemy. Do pokonania mamy 150 metrów przewyższenia na niecałym kilometrze. Powoli jednak udaje nam się pokonać to podejście. Tuż za szczytem wyłania się strome zejście i kolejne ciężkie podejście, tym razem na Wymyśloną Górę (415 m n.p.m.). W miarę sprawnie pokonujemy ten odcinek i docieramy do polany, na której pojawia się widok na Łysicę (612 m n.p.m.) oraz na zabudowania Krajna I.
Tutaj nasz szlak skręca w lewo. My jednak postanawiamy zrobić sobie tutaj przerwę, docierają do nas również poznani znajomi Ela i Sebastian. W międzyczasie po zapoznaniu się z mapą dostrzegłem, że szlak dalej schodzi w dół i później znów będzie prowadzić nas do góry. My natomiast jesteśmy już bardzo zmęczeni, według mapy mamy za sobą 30 km, godzinę 18:45 na zegarkach i obiadokolację na 19:30 (udało się przesunąć kolację dzięki telefonowi Wojtka do ośrodka). Rzucam więc propozycję, aby skręcić w prawo i polem dojść do znajdujących się 50 metrów dalej zabudowań Krajna, z którego jak dostrzegam nie będziemy nigdzie schodzić a połączymy się ze szlakiem po 2 kilometrach. Wszyscy przystają na moją propozycję i w taki sposób modyfikujemy trasę. Docieramy do wioski i asfaltem ruszamy dalej.
W miarę szybko przechodzimy przez miejscowość i docieramy do końcowych zabudowań Krajna I. Przed nami według mapy pozostaje ostatni 2 km odcinek trasy, który prowadzić będzie asfaltem główną drogą do Świętej Katarzyny. Drogą tą jeździ bardzo duża ilość samochodów. Niestety nie ma tutaj również chodników. Na szczęście droga jest szeroka i posiada pasy awaryjne którymi idziemy. Odwracając się w lewo spoglądamy na pozostawione zabudowania Krajna I oraz na tworzący się nad Górami Świętokrzyskimi spektakl pod nazwą zachód słońca. Na zegarkach mamy godzinę 19:30, w myślach jedno, że kolacja już stygnie, nie możemy jednak obojętnie przejść obok takich widoków.
Ten ostatni odcinek pokonuję już sam. Dostałem jakiejś dodatkowej energii, może to przez myśl, że schronisko już blisko i że udało mi się przejść ten piekielnie ciężki odcinek. Idąc w kierunku schroniska docierają do mnie Ela i Sebastian którzy wyprzedzają mnie i biegiem zmierzają w kierunku schroniska. Ja już niestety tyle sił nie mam, ale równie szybkim tempem zmierzam do Jodełki, gdzie docieram przed godziną 20:00, kończąc tym samym dzisiejszy odcinek. Na miejscu okazuje się, że kolacja jeszcze niewydana więc udało mi się zdążyć. Udaje się również zostawić plecak w pokoju oraz przebrać się, po czym spokojnie schodzę na kolację. Po kilku chwilach do schroniska docierają: Marcin, Jarek i Ola. Tak więc nasza ekipa dała radę i pokonała dzisiejszy etap!
Podsumowując ten odcinek. Zapewne część z Was czytając tą relację zwróciła uwagę, że przy podawaniu odległości posłużyłem się dodatkiem „według przewodnika”. Po dotarciu do schroniska i przeanalizowaniu przebytej trasy oraz wyników z aplikacji w telefonach u kilku osób, okazało się, że pokonaliśmy dziś nie 34 km, a 40 km! Nie chcę zarzucać błędów oddziałowi PTTK w Kielcach, aplikacje również mogą się mylić. Jednak po dokładnym przeanalizowaniu i wzięciu pod uwagę marginesu błędu te 34 km nam się nie zgadzają. Tak więc według obliczeń nasz dzisiejszy odcinek wyniósł 40 km.
Po kolacji wszyscy udają się do pokojów na zasłużony odpoczynek. U nas jednak trwa dyskusja o dzisiejszym odcinku oraz o tym kto idzie na 3 etap. Ja się nie poddaję, mimo dużego zmęczenia oraz „zmasakrowanych” nóg. Dostaję maści, na odciski które szybko stosuję i o 22:00 leżę już w łóżku odpoczywając przed 3 etapem rajdu w Górach Świętokrzyskich.
Etap III – Gołoszyce – Przełęcz Hucka
Trasa:
Gołoszyce – Truskolaska – Wesołówka – Szczytniak – Jeleniowska Góra – Paprocice – Kobyla Góra – Trzcianka – Łysa Góra – Przełęcz Hucka
Długość: 25 km.
Punkty GOT: 32 pkt.
Mapa:
Relacja:
Trzeci dzień pobyty na Głównym Szlaku Świętokrzyskim rozpoczynam od śniadania o godzinie 8:00. Większość osób jest już potwornie zmęczona – dał nam mocno w kość drugi odcinek, a przed nami jeszcze dwa etapy. Na dziś w planie mamy dość nietypowy fragment do przejścia, gdyż nie będziemy kontynuować naszej drogi idąc z Świętej Katarzyny w kierunku Gołoszyc. Wojtek Kwiecień na dziś zaplanował odcinek, który rozpoczniemy w wspomnianych już Gołoszycach, skąd wyruszymy w kierunku jednego z najsłynniejszych sanktuariów w Polsce – Święty Krzyż na Łysej Górze.
Kilka osób decyduje się zrezygnować z dzisiejszego odcinka. Nasza ekipa Trytonków rusza w składzie bez Zbyszka. Zwarci i gotowi, po śniadaniu pakujemy się do autobusu i ruszamy w kierunku Gołoszyc. Osobiście mogę powiedzieć, że już dojście z ośrodka do autobusu było dla mnie wysiłkiem, nogi odmawiają posłuszeństwa – ale nie poddaję się i walczę do końca. O godzinie 10:00 dojeżdżamy na start odcinka, autobus wysadza nas na drodze krajowej numer 74, gdyż to właśnie tutaj znajduje się tablica głównego szlaku. Szybko wysiadamy i przechodzimy na drugą stronę drogi w kierunku tablicy, na szczęście jest dziś niedziela i ruch samochodowy jest mniejszy. Docieramy całą ekipą do tablicy i robimy sobie wspólne zdjęcie, po czym część ekipy wraca do autobusu i rusza z kierowcą w stronę Świętego Krzyża, gdzie będzie czekać na tych którzy teraz właśnie wyruszają pokonać trzeci odcinek szlaku.
Ruszamy za znakami czerwonego szlaku turystycznego, wkraczając w kolejne pasmo Gór Świętokrzyskich – Pasmo Jeleniowskie. Według informacji, które uzyskaliśmy jest to najbardziej dziki odcinek Gór Świętokrzyskich. Przechodząc dwa wcześniejsze odcinki wędrowaliśmy przez wiele miejscowości. Dziś przez większą część trasy będziemy szli lasem, a na odcinku miniemy tylko dwie miejscowości – Paprocice i Trzciankę.
Powoli ruszamy, z lewej strony zaczynają pojawiać się widoki na Pasmo Jeleniowskie, a po około 500 metrach docieramy do pierwszego ciekawego miejsca na dzisiejszym szlaku. Jest to cmentarz wojenny z lat 1914-1915, na którym pochowano 239 poległych, a wśród nich: 5 legionistów polskich, 69 żołnierzy rosyjskich oraz 225 żołnierzy austro-węgierskich. Chwilę później idziemy dalej. Ścieżka prowadzi skrajem lasu, a my podziwiamy uroki Gór Świętokrzyskich. Po następnym kilometrze marszu wkraczamy do lasu, a naszym oczom wyłania się podejście na pierwszy dziś szczyt – Truskolaska (448 m.n.p.m.). Krótkie podejście, ale bardzo szybko nas męczy.
Wędrując własnym tempem w pewnym momencie zostaję sam na trasie. Odcinek jest dość nudny, brak jakichkolwiek widoków, nawet nie wiem, kiedy zdobywam szczyt Wesołówka (469 m n.p.m.). Trochę ciężko się tak idzie, dlatego postanawiam skontaktować się z ekipą, aby na mnie poczekali. Tuż przed Przełęczą Karczmarka docieram do ekipy i od tej pory idziemy razem. Dalsza część trasy to spokojny marsz lasem, po kolei zdobywamy kolejne szczyty: Chocimowska (522 m n.p.m.) oraz Szczytniak (554 m n.p.m.). Na szczycie tego drugiego wkraczamy do Rezerwatu Szczytniak, poza tym brak jakichkolwiek atrakcji. Pierwsze widoki po dość długim i mozolnym marszu pojawiają się po dojściu do Przełęczy Jeleniowskiej, gdzie pojawia się widok na Jeleniowską Kopę (583 m n.p.m.), którą teraz będziemy zdobywać.
Idziemy dalej, przechodzimy przez polanę, za którą skręcamy w lewo i rozpoczynamy podejście na wspomniany wyżej szczyt. Jesteśmy już trochę zmęczeni dzisiejszym odcinkiem, a do tego w nogach mamy poprzednie dni, dlatego też bardzo powoli idzie nam wędrówka. Zatrzymujemy się co jakiś czas by robić kolejne przerwy.
W końcu udaje nam się zdobyć Jeleniowską Kopę, tak jak i pozostałe szczyty brak tutaj jakichkolwiek widoków, dlatego też nie zatrzymujemy się, a idziemy dalej. Rozpoczynamy zejście w kierunku Paprocic, gdzie docieramy o godzinie 14:40. Na szlak wyruszyliśmy o godzinie 10:00, a po prawie 5 godzinach wyłonił się naszym oczom dzisiejszy cel – Łysa Góra (594 m n.p.m.) i znajdujący się na jej szczycie Klasztor Świętego Krzyża. Z informacji od Wojtka Kwietnia wiemy, że na sam koniec czeka nas dość spore podejście na Święty Krzyż. Wiemy też, że dzisiejszy odcinek mamy skończyć o godzinie 18:00 na Przełęczy Huckiej. Jest już prawie godzina 15:00 a chciałbym zwiedzić Klasztor, który jest jednym z najważniejszych i najstarszych w Polsce. Pozostaje jednak jeszcze spory kawałek szlaku do przejścia.
Ruszamy więc w kierunku wsi Paprocice. Szybko do niej docieramy i niestety gubimy szlak. Zmęczeni nie dostrzegliśmy na skrzyżowaniu, że szlak idzie prosto i skręciliśmy w prawo na drogę asfaltową. Po kilkuset metrach uświadomiliśmy sobie, że nie widać oznaczeń czerwonego szlaku. Szybko więc wszedłem na mapę w telefonie i faktycznie okazało się, że skręciliśmy w złą stronę. Cóż pozostaje nam wrócić do skrzyżowania i na szlak.
Ruszamy w dalszą drogę. Pokonujemy podejście na Kobylą Górę (391 m n.p.m.), na szczycie której znów wchodzimy do lasu. Po kolejnych kilkuset metrach docieramy do miejscowości Trzcianka, w której jesteśmy zmuszeni przekroczyć dość ruchliwą drogę wojewódzką numer 753. Przekraczamy ją, a po drugiej stronie rozpoczyna się ostatnie dziś podejście tym razem bezpośrednio na Łysą Górę.
Systematycznie zdobywamy wysokość, samo podejście, mimo iż na mapie wygląda stromo, aż takie nie jest. Powoli wędrujemy dalej, a co jakiś czas robimy sobie przerwy na odpoczynek i uzupełnianie płynów. W plecaku mam jeszcze butelkę Coca-Coli, która teraz okazuje się zbawieniem podczas jednej z przerw. Ruszamy w dalszą drogę, jak się okazuje po kilkuset metrach docieramy na wierzchołek Łysej Góry, a naszym oczom wyłania się Klasztor Krzyża Świętego. O godzinie 16:15 meldujemy się pod klasztorem. Na szczycie jest bardzo duża ilość turystów, którzy odpoczywają czy też zwiedzają tutejsze obiekty. Pierwsze co robimy to siadamy na jednej z ławek by odpocząć po całym odcinku. Przerwa nie trwa jednak długo, gdyż dość szybko Marcin przekonuje nas, aby ruszyć na zwiedzanie klasztoru.
W tym miejscu warto przedstawić trochę informacji o samej Łysej Górze. Jest to drugi po Łysicy pod względem wysokości szczyt Gór Świętokrzyskich, zbudowany z kambryjskich kwarcytów i łupków. Szczyt wyróżnia się z otoczenia ostrzejszym klimatem, co zawdzięcza swojemu wyniesieniu na prawie 300 m ponad otaczającą okolicę. Jeśli zaś chodzi już o klasztor to czas jego powstania nie jest dokładnie znany. Według legendy ufundowała go żona Mieszka I Dobrawa, zwana Dąbrówką, sprowadzając benedyktynów z Sazawy. Jan Długosz przypisuje fundację w 1006 roku Bolesławowi Chrobremu.
Pierwsza wzmianka o tym miejscu pochodzi z XIII wieku i znajdujemy ją w „Kronice wielkopolskiej”, w której jako fundatora wymienia się Bolesława Krzywoustego. W 1113 roku sprowadził on z Węgier benedyktynów, którzy najprawdopodobniej przywieźli ze sobą relikwie Drzewa Krzyża Świętego należące kiedyś do św. Emeryka, syna króla Stefana I. Posiadanie relikwii spowodowało, że miejsce to stało się jednym z najważniejszych polskich sanktuariów i celem licznych pielgrzymek.
W XIV wieku pojawia się nazwa opactwo Ojców Benedyktynów Świętego Krzyża. Pozostałością po ich pracy są m.in. pochodzące z ich skryptorium słynne „Kazania świętokrzyskie” (to najstarszy zachowany rękopis w języku polskim. Powstały prawdopodobnie już na przełomie XIII/XIV wieku. Zachowane fragmenty są ich kopią i znajdują się dziś w Bibliotece Narodowej w Warszawie. Z zachowanych materiałów udało się odtworzyć całkowicie tekst jednego kazania i fragmenty pięciu innych) i „Rocznik Świętokrzyski Dawny”.
Opactwo było w ciągu swej historii kilkakrotnie rabowane i niszczone. Podupadało, ale podnosiło się z upadku dzięki hojnym fundatorom. W latach późniejszych w klasztorze funkcjonowało więzienie, w którym karę odbywali m.in. Sergiusz Piasecki czy Stepan Badera. W 1936 roku część klasztoru przejęli zakonnicy Misjonarze Oblaci Maryi Niepokalanej. W latach 1941-1942 funkcjonował tu obóz zagłady, w którym zginęło ok. 6000 osób. W 1961 roku budynki po więzieniu przejął Świętokrzyski Park Narodowy, tworząc w nich Muzeum Przyrodniczo-Leśne Świętokrzyskiego Parku Narodowego. 16 czerwca 2013 roku kościół podniesiono do godności bazyliki mniejszej, a rok później oddano do użytku odbudowaną wieżę kościelną.
Zwiedzanie klasztoru rozpoczynamy od wejścia do kaplicy Oleśnickich. Jej fundatorem był Mikołaj Oleśnicki, wojewoda lubelski. Wybudowano ją na fundamentach gotyckiego kapitularza. Pierwotnie kaplica pełniła rolę mauzoleum rodziny Oleśnickich. W 1723 roku przeniesione tu zostały relikwie Drzewa Krzyża Świętego. W kopule kaplicy znajdują się najstarsze freski nieznanego artysty. Tematem malowideł ściennych jest historia Drzewa Krzyża Świętego. Centralne miejsce w kaplicy zajmuje wczesnobarokowy ołtarz główny. Chwilę spędzamy w kaplicy na podziwianiu wspaniałych fresków i modlitwie, po chwili do kaplicy wchodzi jeden z opatów, który przyszedł udzielić błogosławieństwa relikwiami.
Następne miejsce, w które się udajemy to już sama bazylika mniejsza. Jest to świątynia jednonawowa, na rzucie dwóch prostokątów o zaokrąglonych narożnikach. Ołtarz główny wykonany w stylu klasycystycznym zdobi obraz Trójca Święta. Obecną bazylikę wybudowano w latach 1781-1789 według planu Józefa Karsznickiego w stylu barokowo-klasycystycznym. W bazylice spędzamy również chwilę, kilka pamiątkowych zdjęć i ruszamy dalej.
Kolejne miejsce, w które się udajemy to już krypty zbudowane pod posadką bazyliki. W pierwszej zamkniętej kutą kratą, spoczywają szczątki zakonników zmarłych w latach 1766-1819. W drugiej natomiast, w gablocie, umieszczono otwartą trumnę ze zmumifikowanym ciałem księcia Jeremiego Wiśniowieckiego. Jeremi wywodził się z prawosławnych książąt litewsko-ruskich. Urodził się w Wiśniowcu nad Horyniem. W 1632 roku przeszedł na katolicyzm, kolonizując Zadnieprze. Brał udział w walkach z Moskwą i bronił kresów przed Tatarami. Odegrał wielką rolę w okresie powstania Kozaków pod wodza Bohdana Chmielnickiego. Jeremi Wiśniowiecki był ojcem Michała Korybuta Wiśniowieckiego, króla Polski i wielkiego księcia litewskiego w latach 1669-1673, który zaś związany był z Nysą, gdzie pobierał nauki w Kolegium Jezuickim Carolinum. Miejsce to zrobiło na nas największe wrażenie.
Po wyjściu z krypt udajemy się jeszcze w pobliże dzwonnicy skąd roztacza się wspaniały widok na Pasmo Jeleniowskie. Oczywiście robimy sobie w tym miejscu pamiątkowe zdjęcie. Podchodzimy jeszcze do późnobarokowej bramy wjazdowej z XVII wieku znajdującej się we wschodniej części muru okalającego zabudowania klasztorne. Brama ma kamienną elewację i przejazd o sklepieniu kolebkowo-krzyżowym. Prowadzi przez nią droga na polanę poniżej klasztornych murów i dalej do Nowej Słupi, zwaną Drogą Królewską.
W taki sposób kończymy zwiedzanie klasztoru na Łysej Górze. Chwilę spędzam jeszcze na zakupach pamiątek w sklepiku i ruszamy grupką w stronę Przełęczy Huckiej. Przed nami 2 kilometrowy marsz. Jednak jesteśmy już tak bardzo zmęczeni, że tuż za klasztorem, gdy dostrzegamy bryczkę, decydujemy się zjechać na przełęcz. Zjazd w dół kosztuje nas 5 zł, a wiemy, że będziemy tutaj jeszcze jutro więc nadrobimy ten odcinek. W taki sposób po niecałych 15 minutach jesteśmy na Przełęczy Huckiej.
Wsiadamy do autobusu i ruszamy w stronę Świętej Katarzyny na obiadokolację. Po obiadokolacji chwilę odpoczywam w pokoju, gdyż na dziś w planach jest jeszcze grill. Przy grillu razem z Wojtkiem podbijamy jeszcze wszystkie książeczki, chwilę również spędzam na rozmowach i po 22:00 wracam już do pokoju odpocząć przed ostatnim etapem rajdu, czyli dniem, w którym zdobywać będziemy najwyższy szczyt Gór Świętokrzyskich – Łysicę (612 m n.p.m.).
Etap IV – Święta Katarzyna – Święty Krzyż
Trasa:
Święta Katarzyna – Łysica – Kapliczka Świętego Mikołaja – Zabytkowa Zagroda Świętokrzyska – Przełęcz Hucka – Łysa Góra – Przełęcz Hucka.
Długość: ok. 18,5 km.
Punkty GOT: 22 pkt.
Szczyty do KGP: 1
Mapa:
Relacja:
Przed nami ostatni dzień pobytu na Głównym Szlaku Świętokrzyskim. Czas na najkrótszy odcinek, którym domkniemy całość. Wiem już, że dam radę przejść cały szlak. Pobudka o 7:00, szybkie pakowanie, gdyż dziś musimy się wszyscy wymeldować. Na godzinę 8:00 Wojtek Kwiecień zaplanował śniadanie, po którym z uśmiechami już na pełnym luzie ruszamy na szlak.
Kierunek brama wejściowa do Świętokrzyskiego Parku Narodowego, oczywiście idąc dalej za znakami czerwonego szlaku turystycznego. W nogach mamy już sporo kilometrów, dlatego trochę ciężko się rozruszać, ale po kilkuset metrach całkiem dobrze nam się idzie. Wędrując przechodzimy tuż obok klasztoru pw. Świętej Katarzyny. Ten wybudowano w latach 1471-1478 i osadzono tu bernardynów. Według legendy, klasztor miał być pierwotnie wybudowany przy źródełku zwanym obecnie źródełkiem św. Franciszka. Gry robotnicy przybyli, aby rozpocząć budowę okazało się, że ktoś w nocy przeniósł materiały budowlane na miejsce, gdzie obecnie stoi klasztor. Nic nie pomogło powtórne ich przeniesienie, następnego dnia znaleziono je na poprzednim miejscu. Tak działo się przez kilka dni. W końcu uznano, że taka jest wola Boga i klasztor wybudowano na wskazanym przez Niego miejscu.
Przez ostatnie dni nie mieliśmy za bardzo czasu, aby zwiedzi miejscowość, dziś również czasu zbyt wiele nie mamy. Jest już godzina 9:00 a w planie mamy zakończenie rajdu o godzinie 16:00 wręczeniem odznak. Zmierzamy w stronę bramy parku, gdzie kupujemy bilety i przybijamy pieczątki do książeczek. Dalej grupą Trytonków rozpoczynamy podejście na Łysicę, a kawałek dalej trafiamy na tablicę poświęconą majorowi Janowi Piwnikowi ps. „Ponury”. Lasy świętokrzyskie od wieków były miejscem kryjówek powstańców i żołnierzy. Schronienie znaleźli tu między innymi powstańcy styczniowi, a we wrześniu 1943 roku w tych okolicach ukrywały się oddziały partyzanckie Armii Krajowej dowodzone przez majora Jana Piwnika (cichociemnego) o pseudonimie „Ponury”.
Kilkadziesiąt metrów za bramą docieramy do dwóch atrakcji Świętokrzyskiego Parku Narodowego, a mianowicie Kapliczki św. Franciszka i źródełka. Są one jednym z najczęściej odwiedzanych miejsc w sercu Gór Świętokrzyskich. Pierwsza kapliczka została wybudowana w 1641 roku przez bernardyńskich braci świeckich z klasztoru w Świętej Katarzynie. Dzisiejsza kapliczka powstała prawdopodobnie w XIX wieku. Woda w źródełku, według miejscowych wierzeń, ma moc leczenia oczu.
Podejście od kapliczki w stronę szczytu pokonujemy spokojnie, brak tutaj jakichkolwiek widoków. Systematycznie zdobywamy wysokość, robiąc sobie jednak co jakiś czas przerwy. Jesteśmy bardzo pozytywnie zaskoczeni infrastrukturą turystyczną. Do tej pory wędrując przez Góry Świętokrzyskie o jakiekolwiek ławki na szlaku było bardzo ciężko. Idąc przez teren parku narodowego sytuacja jest zgoła odmienna od poprzednich odcinków. Wędrujemy przez drewniane mostki czy też schodki, co chwilę pojawiają się ławki czy nawet wiaty odpoczynkowe. Po 50 minutach marszu docieramy do słynnego gołoborza, gdzie robimy oczywiście pamiątkowe zdjęcia.
Idąc 100 metrów dalej osiągamy wierzchołek Łysicy. Najwyższy szczyt Gór Świętokrzyskich, jednocześnie najniższy szczyt do Korony Gór Polski – zdobyty! Humory nam dopisują o czym świadczy pomysł, na który wpadliśmy tuż przed szczytem, aby wierzchołek osiągnąć śpiewając przyśpiewkę kibiców o Nysie jednocześnie machając naszą flagą koła PTTK. Ludzie na szczycie byli mocno zdziwieni widząc nas.
Plan Wojtka Kwietnia był taki abyśmy wszyscy całą ekipą rajdu dotarli na wierzchołek Łysicy i zrobili sobie wspólne zdjęcie. Po dotarciu okazało się, że ekipa fakt dotarła, ale zrobiła zdjęcie i poszła dalej. Kilka osób zostało, robimy sobie więc wspólne zdjęcie cała ekipą Trytonków po czym dziewczyny Kasia, Agnieszka i Marcelina oraz Zbyszek ruszają w dalszą drogę, a my zostajemy i czekamy na Wojtka, który dociera 50 minut po nas, aby zrobić sobie jeszcze z nim zdjęcie.
Sam szczyt zbudowany jest z kambryjskich kwarcytów i łupków. Składa się z dwóch wierzchołków – Łysicy (612 m n.p.m.) i Agaty (608 m n.p.m.). Pod szczytem od strony północnej znajdują się Gołoborza. Z zalesionego szczytu jedynie w kierunku północnym otwiera się ograniczony widok na Psarską, Miejską Górę, Dolinę Bodzentyńską i Płaskowyż Suchedniowski.
Po długiej przerwie ruszamy w dalszą drogę. Przed nami teraz prawie 3 km marsz w kierunku przełęczy Kakonińskiej, gdzie w 1876 roku ustawiono kapliczkę św. Mikołaja, wewnątrz której znajduje się figurka świętego, patrona podróżnych oraz symbol dobroczynności i miłosierdzia, miała strzec wędrujących tą drogą. Dość szybko pokonujemy ten odcinek, powoli schodzimy coraz niżej. Na trasie brak kamieni czy też asfaltu, przez co całkiem dobrze nam się idzie. Po dotarciu na przełęcz robimy sobie krótką przerwę na zrobienie pamiątkowych fotek oraz uzupełnienie płynów, kilka minut później idziemy już dalej, a przed nami teraz marsz w kierunku Kakonina i znajdującej się tam zabytkowej zagrody Świętokrzyskiej.
Zabytkowa zagroda postawiona została przez Wojciech Samca. Pochodzi z pierwszej połowy XIX wieku i stanowi przykład ludowego budownictwa regionu. Wzniesiono ją z drewna, frontem na południe by zapewnić mieszkańcom więcej ciepła i światła. Nakryta jest czterospadowym dachem krytym gontem. Ma amfiladowy układ pomieszczeń: sień, izba, komora. Wewnątrz mieści się wystawa etnograficzna.
Tuż obok zabytkowej chaty odtworzono zabudowania gospodarcze, a w jednej z nich znajduje się restauracja. Postanawiamy odwiedzić najpierw restaurację i zrobić sobie kolejną dłuższą przerwę na posiłek po czym pójść zwiedzać chatę. W trakcie przerwy dociera do nas Wojtek, który pozostał na Łysicy. Po przerwie ruszamy na zwiedzanie chaty, a następnie ruszamy w dalszą drogę tym razem wędrując już razem z Wojtkiem spokojnym tempem w stronę Przełęczy Huckiej.
Pozostawiamy za sobą osadę, którą naprawdę polecamy odwiedzić, jest to także dobre miejsce wypadowe na Łysicę. Przed nami wyłaniają się teraz zabudowania Kakonina i Podlesia, a my niestety teraz przez blisko 2,5 km odcinek będziemy szli asfaltem. Jednak wspaniałe widoki na okoliczne góry w tym także wyłaniającą się Łysą Górę (594 m n.p.m.), wynagradzają nam te trudności. Co chwilę zatrzymuję się, aby robić kolejne zdjęcia, tempo mamy naprawdę spokojne, na zegarkach godzina 13:00, a zakończenie rajdu przewidziane na 16:00, więc możemy spokojnie wędrować.
W końcu udaje nam się pokonać ten 2,5 km odcinek asfaltu i schodzimy na ścieżkę, gdzie robimy sobie krótką przerwę. Po niej ruszamy dalej, zmierzamy teraz w stronę granicy lasu parku narodowego, którą teraz będziemy wędrować. Wędrując dalej co jakiś czas robimy sobie przerwy trochę już jesteśmy zmęczeni, prawie 100 km mamy już w nogach. Na szczęście co jakiś czas na szlaku pojawiają się ławki więc jest, gdzie odpocząć.
O godzinie 15:00 wychodzimy z lasu, a przed nami wyłania się Przełęcz Hucka, którą już wczoraj odwiedziliśmy. Świadomi jesteśmy także tego, że mamy jeszcze do pokonania 2 km odcinek z przełęczy na Łysą Górę, podejmujemy jednak decyzję, aby na Łysą Górę wjechać Kolejką Świętokrzyską, dzięki czemu nie będziemy musieli przez 2 km iść pod górę, a po zakończeniu rajdu te 2 km zejdziemy na przełęcz. Zanim dotarliśmy na przełęcz Wojtek zmienił także godzinę zakończenia z godziny 16:00 na 15:30. Więc decyzja o kolejce trafiona. Po 10 minutach meldujemy się przy Klasztorze Krzyża Świętego na Łysej Górze.
W ten sposób dobiega końca nasza czterodniowa przygoda z Głównym Szlakiem Świętokrzyskim. Spotykamy się przed Bazyliką, gdzie rozpoczynają się małe uroczystości zakończenia rajdu. Wysłuchujemy okolicznościowego przemówienia Wojtka Kwietnia, który dziękuje wszystkim za udział w imprezie. Po czym następuje chwila, na którą chyba większość z nas czekała – wręczenie odznak Główne Szlaki Górskie Polski I stopnia (Główny Szlak Świętokrzyski). Szczęśliwi, że w 4 dni udało nam się przejść 105 km robimy sobie jeszcze pamiątkowe zdjęcia z odznakami.
Czas jednak ruszać w dalszą drogę, nam pozostał jeszcze jeden odcinek do pokonania. Musimy zejść na Przełęcz Hucką, aby domknąć cały szlak. Tak więc ruszamy asfaltem w dół. Po kilkuset metrach docieramy do bramy parku, gdzie trzeba kupić bilety, aby wejść na platformę widokową, której roztacza się rozległy widok na największe w Górach Świętokrzyskich gołoborze im. prof. Romana Kobendzy. Ma ono szerokość około 300 m, długość 1 km i powierzchnię 3,84 ha. Tworzą je bloki piaskowca kwarcytowego o różnej wielkości.
Według badań prof. Kobendzy największa grubość gołoborza wynosi ponad 4 m. Jego powstanie wiąże się z okresem ostatniego zlodowacenia. Wtedy to szczytowe partie Łysogór, wystając ponad lądolód, podległy silnemu wietrzeniu mrozowemu, które doprowadziło do spękania twardych kwarcytów i powstania gołoborzy.
Krótki pobyt na gołoborzu i ruszamy w dalszą drogę. Wracamy na szlak i schodzimy dalej w kierunku Przełęczy Huckiej. Ten ostatni odcinek z górki pokonujemy w miarę spokojnie. Szczęśliwi, że udało nam się przejść 105 km Główny Szlak Świętokrzyski w 4 dni, zwiedzić tyle wspaniałych miejsc, poznać kolejne pasmo górskie, no i najważniejsze poznać tyle wspaniałych osób z którymi przez ostatnie dni razem pokonywaliśmy trudy marszu. Zmierzamy spokojnie w stronę parkingu, choć można powiedzieć, że robi nam się trochę smutno, że to już koniec tej wspaniałej imprezy.
Przed godziną 17:00 docieramy na parking, gdzie czeka na nas już autobus i prawie cała grupa. Oczekujemy jeszcze chwilę na Wojtka Kwietnia, który również po pewnym czasie dociera do nas. Podbijamy jeszcze książeczki na parkingu i pakujemy się do autobusu. Gdy już jesteśmy wszyscy ruszamy w drogę powrotną pozostawiając za sobą piękne Góry Świętokrzyskie. Małe to góry, ale oferują wiele wspaniałych atrakcji. Na pewno jeszcze kiedyś wrócę tutaj.
W tym miejscu chciałbym podziękować po pierwsze Wojtkowi Kwietniowi za organizację całej imprezy. Mimo potwornego zmęczenia po przejściu tylu kilometrów, przez 4 dni bawiłem się świetnie. Kolejna osoba, której chcę podziękować to prezes naszego koła PTTK – Marcin Nowak, który zachęcił mnie do udziału w tej imprezie, to właśnie dzięki niemu wziąłem w niej udział. Dziękuję również całej ekipie Trytonków z którymi wędrowałem wspólnie przez 4 dni. Moje podziękowania kieruję również w stronę pozostałej części ekipy rajdu tej którą dzięki tej imprezie miałem okazję poznać.