Grodczyn (803 m.n.p.m.)
Grodczyn (803 m.n.p.m.) to najwyższy szczyt Wzgórz Lewińskich, który razem z ORSO PTTK udało mi się zdobyć w styczniu 2017 roku. Zapraszam do lektury.
Trasa:
Lewin Kłodzki – Przełęcz Lewińska – Grodczyn – Ludowe – Duszniki Zdrój
Długość: ok. 10,5 km
Punkty GOT: 14 pkt.
Mapa:
Relacja:
Styczeń nowego roku rozpoczął się aktywnie od wycieczki górskiej. Tym razem wybrałem się razem z Kasią i Marcinem na wycieczkę organizowaną przez Oddział Regionalny Śląska Opolskiego PTTK w Opolu, a dokładniej Klub Turystyki Górskiej nr. 21 „Świstak”, a celem naszej wyprawy był najwyższy szczyt Wzgórz Lewińskich – Grodczyn (803 m.n.p.m.). W sobotę (28.01.2017 r.) przed godziną 8:00 meldujemy się razem z Kasią i Marcinem na parkingu w Nysie przy ulicy Ujejskiego. Tutaj z przystanku odebrać ma nas autobus jadący z grupą Świstaków z Opola. Udaliśmy się na tą wycieczkę ze względu na fakt, iż Świstaki mają dziś wręczyć mi i Marcinowi uroczyście legitymacje i odznaki Przodownika Turystyki Górskiej PTTK.
O godzinie 9:45 docieramy razem z Świstakami do Lewina Kłodzkiego, gdzie w okolicach słynnego wiaduktu kolejowego nasz autobus się zatrzymuje i tutaj wysiadamy. Zbieramy się i ruszamy na krótkie zwiedzanie Lewina. Jest to dawne miasto, a obecnie wieś o zabudowie miasteczka w powiecie kłodzkim. Nazwa pochodzi od nazwy drapieżnego kota lwa. Miejscowość została założona w XIII wieku przez Czechów jako osada handlowa, a prawa miejskie uzyskała przed 1401 rokiem. Podczas wojen husyckich w 1428 miasto zostało zniszczone, a odbudowane zostało w II połowie XV wieku. Do 1595 razem z Dusznikami-Zdrojem wchodziło w skład państwa Homole.
W XVIII w. Lewin był znany, podobnie jak cały region ziemi kłodzkiej, z tkactwa lnianego. Epokę tą zakończył wielki pożar w 1772 r. Na początku XX w. przez miasteczko przeprowadzono linię kolejową z Kłodzka do Kudowy-Zdroju ze stacją Lewin Kłodzki. W 1945 r. miasto zostało włączone do Polski. Lewin otoczony jest Wzgórzami Lewińskimi i Górami Orlickimi. Dla pragnących aktywnego odpoczynku znajduje się tu basen kąpielowy i zalew na rzece Klikawa, a także szlaki turystyczne na Homole czy na Grodczyn.
Po drodze mijamy znajdującą się przy prywatnym gospodarstwie figurę św. Jana Nepomucena. Tutaj robimy kilka fotek, a następnie ruszamy do rynku, gdzie prezes KTG „Świstak” – Dariusz Chądziński, opowiada nam o zabudowaniach znajdujących się tutaj, a także o kolejnej figurze św. Jana Nepomucena znajdującej się przy placu rynkowym.
Kilka chwil później wędrujemy już dalej za znakami niebieskiego szlaku turystycznego w stronę Przełęczy Lewińskiej. Od razu spotykamy się z trochę innym stylem prowadzenia wycieczek. Z przyzwyczajenia gdy sami prowadzimy wycieczkę w naszym Miejskim Kole PTTK Tryton, wędrujemy w grupie, a na czele idzie przewodnik bądź przodownik, który dostosowuje tempo do marszu najsłabszego uczestnika wycieczki.
Tutaj jednak każdy dostał wskazówki co do wędrówki i wyznaczony czas na przejście całej trasy. Mamy czas do godziny 16:00 aby dostać się do Dusznik gdzie będzie oczekiwać na nas autobus. W międzyczasie kto szybciej dotrze do miejscowości będzie miał czas na przerwę obiadową.
Nasza grupka już na początku zostaje mocno z tyłu. Postanawiamy towarzyszyć również naszemu przyjacielowi Wojtkowi Kwietniowi, który idzie jako ostatni. I razem chcemy ruszyć na szlak aby zdobyć Grodczyn (803 m.n.p.m.). Już z początku trafiamy na trudne warunki. Szlak jest trochę oblodzony, a do tego przed nami wyłania się spore podejście na Przełęcz Lewińską. Powoli jednak pniemy się ku górze, systematycznie zdobywając wysokość.
Po kilkunastu minutach docieramy do miejsca z którego wyłania się wspaniała panorama widokowa na okoliczne szczyty górskie oraz położony w dole Lewin Kłodzki. Robimy oczywiście kilka fotek pamiątkowych i ruszamy dalej w stronę przełęczy.
Docieramy w końcu na Przełęcz Lewińską, która położona jest w południowo-wschodniej części Gór Stołowych we Wzgórzach Lewińskich na północny wschód od Lewina Kłodzkiego. Przełęcz oddziela wzniesienie Lewińską Czubę (555 m n.p.m.) od masywu “Grodziec” z Grodczynem (803 m n.p.m.). Rejon przełęczy obfituje w atrakcyjne krajobrazy, a sama odsłonięta przełęcz stanowi punkt widokowy, z którego roztacza się panorama Wzgórz Lewińskich, Gór Stołowych i widok na najpiękniejszy odcinek linii kolejowej.
Znajduje się tutaj skrzyżowanie szlaków turystycznych. Teraz wchodzimy na czerwony Główny Szlak Sudecki im. Mieczysława Orłowicza, którym to już będziemy wędrować bezpośrednio do Dusznik Zdroju, a w międzyczasie zdobędziemy Grodczyn, na którego wierzchołek nie prowadzi niestety żaden znakowany szlak turystyczny.
Ruszamy więc, a przed nami wyłania się kolejne podejście, niestety im wyżej jesteśmy tym na szlaku pojawia się coraz więcej śniegu, a do tego zaczyna coraz mocniej wiać. Ja sam idę dziś dość mocno osłabiony, ze względu na to iż jestem świeżo po chorobie (a nawet jeszcze trochę podziębiony). Nie poddaję się jednak i powoli własnym tempem wędruję dalej, a szlak prowadzi mnie teraz otwartą polaną gdzie co chwila pojawiają się jakieś widoki.
Docieram powoli do granicy lasu gdzie oczekują na mnie Kasia i Marcin, którzy są dzisiaj o wiele lepiej dysponowani niż ja. Robimy sobie bardzo krótką przerwę na gorącą herbatę z termosu, a po chwili ruszamy w dalszą drogę. Idąc lasem jest tutaj znacznie więcej śniegu niż na otwartych polanach. Ścieżka jest trochę wąska, a do tego ten śnieg powoduje, że idzie się bardzo ciężko.
Ponownie zostaję trochę z tyłu. Nie poddaję się nadal i powoli pokonuję odległość, która z każdym krokiem przybliża mnie do zdobycia kolejnego szczytu zaliczanego do Korony Kotliny Kłodzkiej. Jak już wspomniałem wyżej na Grodczyn nie prowadzi żaden znakowany szlak turystyczny, jednak wiedzie tam ścieżka. Niestety w tych warunkach trudno odnaleźć tą ścieżkę ze względu na dużą ilość śniegu.
W pewnym momencie docieramy do takiego jakby rozwidlenia, skąd okazuje się wiedzie ścieżka na szczyt. Okazuje się że żadne ślady nie wiodą w tamtą stronę, więc stwierdzamy, że cała grupa która idzie przed nami nie zdobyła Grodczyna, tylko przeszła tuż pod szczytem obok niego. My natomiast podejmujemy decyzję, że wejdziemy na wierzchołek właściwy. Wszak potrzebujemy zdjęcie przy tabliczce szczytu do książeczek.
Więc ruszamy na szczyt i od razu napotykamy utrudnienia. Nieprzetarty szlak – więc od razu musimy torować, a śniegu jest bardzo dużo. Co chwila zapadamy się po kolana w śniegu. Twardo jednak zmierzamy w stronę szczytu, a po kilku chwilach morderczej walki zdobywamy Grodczyn (803 m.n.p.m.). Jest to najwyższy szczyt Wzgórz Lewińskich, będący kulminacją grzbietu o tej nazwie.
Góra zbudowana jest głównie z łupków łyszczykowych i piaskowców z wkładkami wapieni. Te ostatnie były tu eksploatowane, o czym świadczą stare, zarośnięte kamieniołomy i ruiny wapienników. Na szczycie Grodczyna znajduje się kilkunastometrowej wysokości stalowy maszt przekaźnika telewizyjnego. Kolejny szczyt do Korony Kotliny Kłodzkiej zdobyty, a my teraz robimy krótką przerwę na gorącą herbatę i zrobienie pamiątkowych fotek.
Nasza przerwa trwa bardzo krótko ze względu na fakt, iż na Grodczynie mocno wieje. Jest też bardzo zimno, więc stojąc chwilę szybko marzniemy. Dlatego też po chwili rozpoczynamy zejście tą samą drogą którą zdobyliśmy szczyt do rozwidlenia dróg. Schodzi się już łatwiej, bo mamy wyznaczone ślady.
Szybko pokonujemy ten odcinek i wkraczamy na czerwony szlak turystyczny. Przed nami teraz bardzo strome zejście, które dość sprawnie pokonujemy. Ze względu na sporą ilość śniegu, zapadamy się i dzięki temu możemy się rozpędzić bo w razie czego wystarczy usiąść i się zatrzymamy.
Kilkadziesiąt metrów dalej ponownie wychodzimy na otwartą przestrzeń, gdzie od razu uderza w nas potężny zimny wiatr. Pojawiają się również widoki na okolicę oraz na znajdujące się w pobliżu ruiny zamku Homole. My natomiast przyspieszamy trochę kroku chcąc jak najszybciej pokonać ten odcinek ze względu na ten mocny wiatr. Jak się okazuje ścieżką tą będziemy wędrować dłuższą chwilę.
Po niespełna kilometrze drogi docieramy do miejsca w którym nasz szlak skręca, a po kolejnych kilkudziesięciu metrach docieramy do pierwszych zabudowań znajdujących się tuż przy ruinach zamku. Same ruiny aby do nich podejść trzeba zdobyć szczyt Gomoła (733 m.n.p.m.), na który właśnie spoglądamy.
Rezygnujemy jednak z wejścia na szczyt gdyż jak dostrzegamy zalega na nim sporo śniegu, a ponadto do zdobycia wierzchołka trzeba pokonać sporą różnicę przewyższenia. Obecnie jest to nie na nasze siły ze względu że marsz otwartą przestrzenią mocno nas zmęczył. Robimy tylko pamiątkowe zdjęcia z dołu i ruszamy w dalszą drogę.
Warto jednak jeszcze wspomnieć nieco o zamku Homole. Są to ruiny położone na wzniesieniu Gomoła (733 m n.p.m.) we Wzgórzach Lewińskich, ponad przełęczą Polskie Wrota. W XI w. istniał tu drewniany gródek strzegący traktu wiodącego przez przełęcz Polskie Wrota. W końcu XIII w. wzniesiono murowany zamek, który stał się centrum państewka von Pannwitzów. Zdobyty przez husytów w 1428 r. stał się ich główną siedzibą na ziemi kłodzkiej.
Do 1477 r. zamek kilkukrotnie zmieniał właścicieli, drogą sprzedaży bądź dziedziczenia, by w końcu zostać odsprzedanym Hildebrandowi von Kauffungowi z Łużyc i odłączonym od korony czeskiej. Zamek stał się tym samym stolicą niewielkiego państewka obejmującego Duszniki-Zdrój, Lewin Kłodzki i 21 okolicznych wsi.
Potomkowie Kauffunga stali się z czasem rycerzami-rabusiami, co spowodowało, że ich suwerenność przestała być tolerowana. W 1534 r. wojska cesarskie zdobyły zamek, który następnie skonfiskowano, a ostatniego właściciela stracono w Wiedniu. Od 1560 r. zamek stał opuszczony i powoli zaczął popadać w ruinę. Do obecnych czasów zachował się jedynie fragment wieży i kilkumetrowy odcinek muru zewnętrznego oraz ślady suchej fosy.
Ruszamy dalej, a nasza ścieżka nieco się zmienia. Ze względu na znajdujące się tutaj zabudowania szlak jest wyratrakowany, tak aby samochody mogły dojechać do posesji. Dzięki dobremu utrzymaniu ścieżki idzie nam się o wiele lepiej. Wiatr też już tak nam nie przeszkadza, mimo iż idziemy otwartą przestrzeń. Spokojnie wędrujemy dalej, zbliżając się powoli do Dusznik Zdroju gdzie zakończy się dzisiejsza wycieczka.
Ostatni etap naszej wędrówki wiedzie już lasem. Osłonięci od wiatru powoli wędrujemy w stronę Dusznik. Kilka minut po godzinie 13:00 docieramy do zabudowań Dusznik Zdroju. Nasza wycieczka dobiega końca, a do godziny 16:00 mamy jeszcze trochę czasu, więc postanawiamy zjeść sobie obiad w jednej z tutejszych restauracji, a następnie udać się jeszcze na Dusznicki rynek po pieczątki do książeczek.
Jak się okazuje w tym samym dniu w Dusznikach odbywają się zawody biathlonowe, na rynku wystawione są trybuny i potężny ekran. My docieramy już po zawodach, przybijamy tylko w informacji turystycznej pieczątki i wracamy jeszcze na chwilę do restauracji. Około godziny 15:30 wyruszamy z restauracji w stronę zdroju gdzie czeka na nas autobus.
Na sam koniec wycieczki do Dusznik dociera również nasz przyjaciel Wojtek który własnym tempem pokonał cały dystans, idąc spokojnie. Zbieramy go z trasy i ruszamy w drogę powrotną, podczas której zostają nam również wręczone odznaki i legitymacje Przodownika Turystyki Górskiej PTTK. Uprawnienia, które nie tak dawno zdobyliśmy.
Podsumowując samą wycieczkę można uznać za naprawdę udaną, mimo trudnych warunków (dużej ilości śniegu i silnego wiatru), udało nam się przejść bardzo ciekawą trasę, a do tego zdobyć kolejny szczyt zaliczany do Korony Kotliny Kłodzkiej.
Wycieczka była świetna, aczkolwiek zrobię sprostowanie. Na wycieczkach organizowanych przez Klub Górski “Świstak” również na czele idzie przodownik! Co do rozciągłości grupy, obieramy zasadę “każdy idzie swoim tempem”. Mimo wszystko na jakiś większych odpoczynkach staramy się czekać na resztę ekipy, chyba że warunki pogodowe na to nie pozwalają. A co do ominięcia szczytu Grodczyn to oczywiście miało to miejsce. Niemniej nie uważam, żebyśmy nie zdobyli tej góry 😉 Pozdrawiam
Hejka. Dziękuję za informację. Dokonałem sprostowania gdyż trochę niefortunnie napisałem. Staram się wypowiadać o stanie faktycznym jaki napotkałem, nie wiem kto szedł na czele bo tego nie widziałem gdyż od razu zostaliśmy z tyłu. Przyzwyczajeni jesteśmy do wędrówek tempem najsłabszego ze względu na zachowanie jednej z najważniejszych zasad dekalogu turysty górskiego (punkt V) 🙂 Może następnym razem gdy się z wami zobaczymy będzie nam dane iść z przodu przy lepszej kondycji hehe 😉
Pozdrawiam
Adrian 🙂
Nie ma sprawy. 🙂 U nas jest duża różnorodność jeśli chodzi o grupę i jedni wolą iść spokojnym krokiem, inni szybciej pokonywać trasę. Dlatego tak to się rozciąga. Jasne! Zapraszamy na kolejne wycieczki! 🙂
Spoko wycieczka. Byłem w okolicy kilka lat temu, przy następnej wizycie muszę zahaczyć od Grodczyn.
Przy okazji zaprasza do siebie: http://www.summitate.wordpress.com